Wieczór Sylwestrowy w Paryżu. Koniecznie zabierz ze sobą żelazko

Bo to jest ten szczególny wieczór naładowany adrenaliną, testosteronem i wystrzałowymi intencjami na zasadzie: zmieniam swoje życie od zaraz.

Które może z założenia nie są złe, byle tylko dotrwały do lata, bo wtedy bardziej naturalnie przychodzi wziąć się za siebie.
_________________________________________________________________

We Francji wieczór sylwestrowy jest tym, podczas którego zostaje poczętych najwiecej dzieci.

Bo nowe plany, perspektywy, czy po prostu szampańska zabawa. A 9 miesięcy później we wrześniu – urodzaj na porodówkach.

_________________________________________________________________

Ale póki jesteśmy w klimacie tej sylwestrowej eufori, ponieważ często dzielę się moim doświadczeniem z pracy w turystyce, to jest taki szczególny wieczór – pełnej mobilizacji.

Czasami nawet po latach wspominam sylwestrowe wieczory, kiedy pracowałam, a które były pełne najrozmaitszych wrażeń.

_________________________________________________________________

Wieczór, kiedy pracowałam na recepcji w hotelu w pobliżu Pól Elizejskich.

Nie powiem – istne urwanie głowy. Do tego stopnia, że w pewnym momencie wyskoczyły korki i trzeba było je uruchomić ze świeczką w ręku – po omacku i co gorsza po jakiś podziemiach.

Przez cały wieczór starałam się dyplomatycznie ogarnąć i zneutralizować spontanicznie zorganizowany komitet kolejkowy wydzwaniający na recepcję z jednym i tym samym pytaniem ze wszystkich pokojów (hotel był tego wieczora pełen):

Czy już zwolniło się żelazko.

Dlatego dobra rada dla podróżujących:

Jedziesz do Paryża na sylwestrowy wieczór, koniecznie spakuj sobie żelazko.

Żelazko w hotelu było jedno, a niejedna kreacja sylwestrowa wymagała wyprasowania. Co mnie dziwiło, wydzwaniali faceci.

Ale mam podejrzenie, że za każdym z nich stała jakaś rozbiegana babeczka w papilotach, która wydelegowała do dzwonienia męża, żeby przestał ją wreszcie pytać:

Kiedy Ty w końcu będziesz gotowa?

Niech pyta kogoś innego…

Skoro zrozumienie fenomenu kobiety przygotowującej się do wyjścia na imprezę go przerasta… No chłopy…

__________________________________________________________________

To było jeszcze w czasach kamienia łupanego epoki telefonów komórkowych – nie było w nich internetu. Służyły tylko do telefonowania – taki przeżytek.

Inny wieczór sylwestrowy.

Mój – jeszcze wówczas nie mąż – przyjechał po mnie do pracy. Kończyłam punkt godzina 00:00. I na tę godzinę zaplanowaliśmy sobie spotkanie i złożenie sobie wzajemnie noworocznych życzeń. O naiwności.

Co z tego, kiedy odnaleźliśmy się dopiero ok godziny 2:00 nad ranem. I to zupełnie przez przypadek.

Po linii telefonicznej nie przechodziła żadna komunikacja.

Nikt do nikogo nie mógł się dodzwonić. Wszyscy dzwonili do wszystkich, by złożyć sobie wzajemnie życzenia.

I porobił się kocioł – bug systemu.

A miejsce, w którym umówiliśmy się na spotkanie było tak przetłoczone, że znajdź tu kogokolwiek. Ale niech tam – w sumie sympatyczny wieczór, tylu ludzi i tylu ludziom złożyłam tego dnia spontaniczne i chaotyczne życzenia noworoczne, tyle nie człowiekowi, któremu miałam to zrobić w pierwszej kolejności i z którym planowałam spędzić ten – niezapomniany inaczej – sylwestrowy wieczór.

No to najserdeczniejsze życzenia szczęśliwego nowego roku. —————-
Wszystkiego naj.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 

Jak znaleźć prezent dla dziecka na gwiazdkę. Bony zakupowe. cz. 1

Jak znaleźć prezent dla dziecka na gwiazdkę.

Bo to jest to wyzwanie dla rodziców – znaleźć idealny prezent gwiazdkowy dla swojej pociechy.

Owszem może i zabawkę. Ale tak inteligentną – na miarę inteligencji naszego dziecka, rozwojową i jeszcze żeby nie zakłócała świętego spokoju rodzica.

Jeszcze po latach wspominam ten ryczący motor, któremu wreszcie wyczerpały się baterie i odzyskaliśmy święty spokój. Szczęśliwie moi chłopcy byli na tyle mali, że nie pokumali, że wystarczyłoby zmienić baterie i znowu mieć radochę (tzn urwanie głowy dla rodziców).

Dzisiaj nie dali by się tak zrobić w bambuko.

Ale też dzisiaj takie zabawki i w ogóle zabawki ich nie interesują. Tylko – tablety, gry wideo… Nastolatki. W ogóle nie wiadomo, co im kupić. Tzn niby wiadomo:  coś elektronicznie połączonego ze światem zewnętrznym, żeby tak ich wciągnęło, by najlepiej w ogóle nie wychodzić z domu. Tylko to cieszy… Taki wiek….

W tym roku zaczęliśmy od prezentów dla dziewczynek.

Teraz, jak znaleźć idealny prezent na gwiazdkę dla swojego dziecka.
I to jest to wyzwanie.

Ale kiedy spada na człowieka dodatkowa motywacja w postaci bonu zakupowego …

– ten sam człowiek, tzn w tym momencie – mój mąż – bierze się za to tak wcześnie, niż kiedykolwiek dotąd.

Wszystko przez ten feralny bon zakupowy, na którym malusieńkimi literkami jest napisane to, że on zupełnie nie działa tak, jak to sobie myślisz.

Tzn. myślisz, że już trzymasz w ręku kurę, która znosi złote jajka, do momentu, w którym z całą naręczą pakunków dobijasz do kasy i tu pryska czar (twojego bonu zakupowego)..

Pani kasjerka ściąga Cię z obłoków na ziemię i dowiadujesz się, że nie doczytałaś tego, co było, jak najbardziej do doczytania. –

MARKETING i Marketingowcy –

Oni tymczasem spijają piankę samouwielbienia dla finezji utkanej przez siebie oferty marketingowej.

A pani przy kasie: ona już nie raz i niejednego ściągała z obłoków na ziemię.

Bo ona tu jest od tego, żeby pokazać, gdzie to jest napisane, że nie działa tak, jak myślisz, że to działa, że owszem obiecują, ale te obiecanki – mają małymi literami dopisany malusieńki  kruczek…

Gdy Ty już widziałeś siebie tam, gdzie tym razem nie będziesz.

I wtedy w ramach niemego protestu na marketing, który – i pewnie nie po raz pierwszy – zrobił Cię w bambuko, tak jak stoisz przy kasie, zostawiasz wszystko, co nazbierałaś po całym sklepie i odchodzisz w siną dal.

Oni takich niepokornych jak Ty dobrze znają. Oni nawet ludzi mają, od roznoszenia tego, co tacy, jak Ty, podobnie jak Ty – na znak niemego protestu zostawili przy kasie…

I to nie są ci sami ludzie, którzy obmyślają bony zakupowe.

Bo ci, co je sobie obmyślają, robią to abstrachuąc od terenu. Abstrachując od prozy życia tę poezję oferty marketingowej.

To było tak, kiedy mój mąż pojechał kupić prezenty dla dzieci z dużym wyprzedzeniem. A wyszedł ze sklepu z pustymi rękoma na znak niemego protestu.

😍😜🤪

Wycieczka do Paryża, czyli Paryż z mojego Instagrama.

Tradycyjnie, sezonowo i klimatycznie zapraszam Was do Paryża z przełomu stycznia i grudnia. Z mojego Instagrama.

Czy jest to dobry moment na wycieczkę do Paryża?

I tak. I nie. Nie, ze względu na warunki pogodowe, jakkolwiek łagodniejsze niż u nas. Tak, bo o tej porze roku Paryż roztacza szczególny, nieodparty czar. A to za sprawą, no właśnie….

Iluminacje i dekoracje świąteczne, które przeciągają się co najmniej do połowy stycznia. A jeżeli wieczór zapada tak wcześnie, to jeszcze mocniej wydobywa  to wyjątkowy czar tego miasta. Bo Paryż zachwyca, także po zmroku. I to nie tylko o tej porze roku.

Świąteczne iluminacje z podparyskiego Disneylandu.

Zwyczajowo trwają dobry miesiąc. Kończą się wraz z końcem pierwszego tygodnia stycznia. Ale w tym okresie mamy:

Illumination du sapin Noël, czyli ceremonię zapalania lampek na choince ustawionej na centralnym placu,
przejazd dziadka mroza (Père Noël) w powozie ciągniętym przez renifrery. No dobra, nie takie z krwi i kości, ale z koniami mechanicznymi w środku.

A w tym roku dodatkowo był spektakl z Krainą Lodu, tzw Frozen, czyli z francuska La Reine des Neiges.

Kraina lodu spontanicznie opanowala podparyski Disneyland. Takich widokow nie macie w samym Paryzu, bo tu po prostu mroz nie trzyma. Ale za to na peryferiach miasta, gdzie znajduje sie Disneyland, mroz nie popuszcza i maluje takie bajkowe pejzarze. Po prostu Frozen. #seemyparis

Frozen landscape in Disneyland Paris

Oszroniony pejzaż…

Takich widoków co prawda nie doświadczycie w samym Paryżu. Ale na jego obrzeżach – jak najbardziej tak. To zdjęcie zostało zrobione w pobliżu podparyskiego Disneylandu.

Bo w samym Paryżu temperatury są o kilka stopni wyższe niż na jego peryferiach. A to za sprawą miejskiej zabudowy i podgrzewających atmosferę spalin samochodowych. Niestety intensywne zanieczyszczenie powietrza to prawdziwa bolączka wszystkich wielkich aglomeracji. Nie tyko Paryża.

Frozen, but Romantic
Frozen landscape from Disneyland Paris

Tereny zielone do odkrycia w Paryżu.

Co robić? Znaleźć sobie ustronne miejsce w samym sercu Paryża, by trochę poodychać. Jeżeli tradycyjnie przy takich tematach pokazuję Wam Ogród Luksemburski, to dzisiaj wyjątkowo …. taka sobie ziemia niczyja  w samym sercu paryskiej aglomeracji. Niedaleko  Wieży Eiffla i La Défense. Czyli teren zielony, który rozciąa się na całkiej sporej powierzchni. Tu paryżanie przychodzą, by sobie pobiegać, czy pograć w rugby. Jest to Plaine de jeux de Bagatelle (obok Parku Bagatelle).


Les soldes 2017.

Dla Paryżan to byłby pewnie dość monotonny okres…, według dobrze oblatanego schematu:
métro-boulot-dodo, czyli metro, praca i spanie. Schematu, który o tej porze roku z racji szybko zapadającego zmroku, jeszcze mocniej daje się we znaki Paryżanom. Byle do wiosny.

I byłby to taki smętny okres, gdyby nie jeden jasny promyk w szarej codzienności: wyprzedaże – les soldes. Dla niektórych jest to długo wyczekiwany moment, idealny na odnowienie może lekko spracowanej garderoby. Wyprzedaże tradycyjnie trwają od 11 stycznia do 21 lutego tego roku.

Oczywiście też się na nie wybieram. Też liczę na dobre okazji. A póki co…

Pozdrawiam Was serdecznie

Beata

Paris by night.
Gwiazdkowo w podparyskim Disneylandzie.

Wieza Eiffla w tle

Enregistrer

Paryż z mojego Instagrama.

Paris Lifestyle.

Skrawek paryskiej i podparyskiej codzienności z mojego Instagrama.

Końcówka jesieni i tona liści załadowana na ciężarówkę.

Jesień, jesienne liście wywożone dosłownie taczkami … na ciężarówkach. Aż zrobiło się tak szaro i bezlistnie.

Rowerem po Paryżu.

To jeszcze nie Amsterdam, tylko Paryż. Ale Paryż też rowerami stoi.

Rowery, czyli całkiem już popularny środek transportu w Paryżu. A to z racji wytyczonych często i gęsto tras rowerowych.

Czy jeszcze jest czym oddychać w Paryżu?

Mimo to nie ominęło nas typowy dla tej pory roku skokowy wzrost zanieczyszczenia powietrza. Tzw „pic de pollution„.

Czyli kumulacja drobnych cząstek zawieszonych w powietrzu związana z włączeniem ogrzewania dodanego do niesłabnącego ruchu ulicznego. Niesłabnącego mimo wciąż gęściejszej sieci tras rowerowych.

Stąd Paryżanie po raz kolejny musieli poddać się tzw „circulation alternée„. Czyli dekretowi władz miejskich, według którego dnia jednego mogą jeździć samochody z parzystymi tablicami rejestracyjnymi, drugiego z nieparzystymi.

Co z kolei ma skłonić paryżan do korzystania z tzw „covoiturage„. Czyli zorganizowania się w taki sposób, by dojeżdżać np do pracy jednym samochodem w kilka osób.

Métro, boulot, dodo. Czyli metro, praca i na nic innego nie zostaje czas po powrocie, jak na spanie.

 

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Co zdziwi Was w Paryżu? Zwiedzanie Paryża inaczej.

 

Ten temat chodził za mną od dawna. Ale w Paryżu mieszkam już tak długo (kilkanaście lat), że nie dziwi mnie już nic. Ale tak nie było zawsze. Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy, a złośliwy los dowcipnie rzucił mnie na podparyskie przedmieścia, o których przezornie nikt nie wspomnina w przewodnikach.

Nic, dosłownie nic nie było tu tak jak sobie wyobrażałam. Przyjechałam do Paryża, a obudziłam się gdzieś w środku Afryki, gdzie przedsiębiorcze kobiety z gromadką dzieci przy piersi sprzedają smażoną kukurydzę.

A „po godzinach” lokalny dealer wciska trawkę. Nie mówiąc o tym, że policja w takie „urokliwe” (w dużym cudzysłowiu”) zakątki w ogóle (lub prawie w ogole) nie zagląda. Ale ten etap mam już za sobą. Dziś przybliżyłam się do Paryża fizycznie i kulturowo.

Niemniej dzięki kilkunastu latom przeżytym we Francji jedno muszę oddać Francuzom: są mistrzami marketingu i autopromocji. Wszyscy mówią o wspaniałej kuchni francuskiej, a czy znacie choć jedno typowofrancuskie danie? No tak, na pewno powiecie: żaby i ślimaki. Ale tego typu dania są przysmakiem japońskich turystów odkrywających Paryż, a rzeczywistość jest dużo bardziej prozaiczna.

Ale jeżeli Francuzi są mistrzami autopromocji, to dlatego, że nie mają kompleksów (no może prawie – z wyjątkiem tego wobec Anglików). Na tym polu niestety daleko nam do Francuzow. Bo tam gdzie 2 Polaków, nie tylko są 3 opinie, ale i przynajmniej 30 nieuzasadnionych kompleksów. A może to ja jestem  jeszcze z tej zakompleksionej fali emigracji?

Ale miało być o tym, co może zaskoczyć turystę w Paryżu. Więc żeby było uczciwie, posiłkowałam się tu wpisem Ani. Ania jakiś czas temu odkrywała Paryż i napisała o tym, co ją tu  zdziwiło z punktu widzenia turystki.

Ania wypunktowała 6 rzeczy, które ją zaskoczyły w stolicy Francji:

  • cudzoziemcy,
  • brak sklepów spożywczych,
  • brak szacunku dla przepisów drogowych,
  • przedsiębiorczość bezrobotnych,
  • smród i brud.

A ja po prostu wzięłam te punkty na warsztat i powiem  Wam co o tym myślę:

1. Zacznijmy od cudzoziemców.

Ci opisywani przez Anię: Murzyni, Muzułmanie czy Portugalczycy, którzy są tu wszędzie – wcale nie są cudzoziemcami. Choć często można mieć wrażenie, że nawet o tym nie wiedzą. Bo  Francuzami są w praktyce, na papierze, w dowodzie, ale takowymi się wcale nie czują.

Bo wcale nie czują się traktowani jako Francuzi (wyłączmy tu jednak Portugalczyków): przy poszukiwaniu pracy, czy na ulicy. Ich pierwszych będą kontrolować policjanci sprawdzając, czy mają ważne papiery. A tymczasem papiery mają: ważne, francuskie i to nawet w kolejnym pokoleniu. A mieszkają w betonowych gettach, na szybko i masowo stawianych gdzieś w latach 70-tych pod napływ rąk do pracy. Francja wtedy budowała się z rozmachem.

Tyle że te ręce do pracy zostały. Mają swoje dzieci (no i często mają więcej dzieci niż rdzenni Francuzi). Ale ich obcobrzmiące nazwisko, inny odcień skóry i adres w „bardzo uroczym zakątku z kodem pocztowym 93 w adresie” są wystarczającą przeszkodą w awansie społecznym.

2. Zatrzęsienie sklepów z pamiątkami tzw souvenirs.

W turystycznych dzielnicach to bardzo lukratywny biznes. Bo klientów naganiają tam przewodnicy. Oczywiście do umówionych sklepów, w których mają umówiony procent od sprzedaży pamiątek nagonionym (niczego nieświadomym) turystom.

Sklepy spożywcze – takie małe supermarkety też tu są – tylko, że na bocznych ulicach (no bo czynsze w turystycznych dzielinicach Paryża są horrendarne). A jeżeli traficie do takiego małego warzywniaka prowadzonego przez zaradnych przedsiębiorców z krajów Magrebu (arabskie kraje z Afryki Północnej), to uważajcie. Tacy sprzedawcy mają skłonność do niezbyt skrupulatnego wydawania reszty (to pewnie jakis nawyk z bazaru w Marakeszu).

3. Czerwone światło – to znak czysto umowny – przynajmniej dla pieszych.

Nikt tu nie wlepi Wam mandatu, jeżeli przejdziecie na czerwonym świetle. Za co? Jeżeli nie jechał żaden samochód. Francuzi to bardzo kreatywny naród. A kreatywne narody nie lubią twardo trzymać się zasad. To przecież ogranicza kreatywność. I voila.

4. Ania nazwała to przedsiębiorczoscią bezrobotnych.

W rzeczywistości chodził tu o formę zarobkowania osób bez papierów (bez karty pobytu tzw sans papiers).

Takich zaradnych osobników pracjujących na własny rachunek i zupełnie na czarno spotkacie w Paryżu sporo, w okolicach turystycznych miejscach. W upalny dzien życzliwie zaproponują Wam rozkosznie schłodzoną butelkę wody mineralnej w astronomicznej cenie.

Spotakcie ich pod każdym szanującym się muzeum czy zabytkiem z całą kolekcją miniaturek wieży Eiffla rozłożoną na małym kocyku. Taki kocyk szybko można zwinąć, chwycić za 4 rogi, wrzucić na plecy i w nogi. (To tzw uciekający sprzedawcy: vendeur à la sauvette). Ale póki co będą prześcigać się w zgadywaniu z jakiego jesteście kraju i zaskoczą Was kilkoma słowami powiedzianymi po polsku.

Biznes is biznes. A ich najlepszym narzędziem marketingowym jest tzw tchatch czyli gadka – szmatka. Ale jeżeli traficie na takich przedsiębiorczych biznesmenów, którzy zaczną pleść Wam wokół nadgarstka kolorową branzoletkę i przepowiadać gromadkę dzieci – to przepadło – trzeba będzie sięgnąć do portefla.

5 i 6 Smród i brud.

No coż chyba się przyzwyczaiłam. Ale Polska w te wakacje wydała mi się takim czystym krajem. Może Was to zdziwi.

A teraz już w fotograficznym skrócie po prostu Paryż. Czyli turyści, zakochani w sobie i w Paryżu, wszystko fotografujący. Gdzie tu chwilkę sobie odpocząć?

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Ploteczki o Valerie Trierweiler i Francois Hollandzie, czyli jak napisac bestseller?

Romantyczny spacer po nadbrzezach Sekwany pod Pont Neuf.

No wlasnie: jak? Wystarczy zostac pierwszą damą? Na pewno trzeba podziękowac za ten moment.
Taki jest własnie tytuł książki, która wywołała spore zamieszanie we Francji w ubieglym tygodniu. Jej autorką jest była pierwsza dama Francji Valerie Trierweiler, która opowiada w niej o swoich „5-ciu minutach” w Pałacu Elizejskim przy boku Francois Hollanda (i że tak powiem nie zostawia na nim suchej nitki? PODOBNO). W wersji oryginalnej brzmi to „Merci pour ce moment”. Książka została wydana w największej tajemnicy i tylko w 200 000 egzemplarzy. 170 000 egzemplarzy zostało już sprzedanych w ciągu 4 pierwszych dni.  Wiele osób chciałoby ją przeczytac. W tym wiele kobiet, ale każda z innych (równie dobrych) powodów.

Lubicie ploteczki? Ja też lubię. I to niekoniecznie te ociekające seksem. Ale skoro obiecałam Wam zmianę na blogu, no to będzie zmiana.  „Le changement c’est maintenant.” czyli Czas na zmianę – taki był slogan reklamowy Francois Hollanda w  kampanii prezydenckiej z 2012 roku. Chciał odciąc się od niepopularnego poprzednika (Nicolasa Sarkoziego) i zrobic wszystko inaczej. Ironia losu nie bardzo mu sie to udało: Ale o tym przeczytacie we wpisie na moim blogu: VADEMECUM BLOGERA

Exit mobile version