MAJ PO PARYSKU
Bo takie jest prawo wszechświata, że po odpływie następuje przypływ.
Po długiej i pochmurnej zimie, której końca nie widać, aż tracimy nadzieję i przestajemy wierzyć w to, że w końcu nadejdzie – wiosna. Ona w końcu nadchodzi.
Rozpromieniona, rozwiecona, zarzuca nas nałęczami kwiatów. Delikatnym muśnięciem wiatru po policzku, pieszczotą tego czułego gestu, karci tego wewnętrznego niedowiarka, który przez całą zimę nie dowierzał, że ona wróci i ku pokrzepieniu serc – wciągał w siebie jednego ptysia za drugim i szeptem wiatru w rozkwieconych gałęziach mówi do niego:
A widzisz – jestem.
Wiosna w tym roku była co prawda co nieco chaotyczna i kapryśna…
Ale miejmy nadzieję, że w końcu się ustatkuje.
Bywały takie majowe dni, że przemokłam do suchej nitki i przemarzłam na kość… A zaraz kolejnego dnia nastawała idealna pogoda na majówkę. Bo…
Paryska pogoda czasami potrafi zaskoczyć.
Wychodzisz z domu – świeci słońce. Docierasz na miejsce przeznaczenia, w którym masz zamiar spędzić spokojne popołudnie na dworze – a tu słońce zmienia zdanie i zwija żagle. Wracasz do domu przemoczona do suchej nitki, a jako całe wspomnienie tego chaotycznego popołudnia zostaje Ci sterta przemoczonych ciuchów i to jedno słoneczne zdjęcie – nie uwierzyłabyś…..
Ale na pocieszenie serwujesz sobie pyszną rozgrzewająca herbatę i zaszywasz z książka pod ciepła kołderka – I w sumie zaczynasz rozumieć, że …
Życie ma taki smak, jaki chcesz w nim odkryć. I na tym polega….
PARYSKI LIFESTYLE.
Bo można by odnieść wrażenie, że Paryżanie mimowolnie i jakby instynktownie stali się wyznawcami slow life, uważności i uważnymi adeptami małych codziennych przyjemności, które niesie ze sobą życie.
To te drobne przyjemności składają się na coś się w sumie tak nieuchwytnego – małe codzienne szczęście.
Bo szczęście składa się z drobnych chwil, które zdarzają się codziennie.
Nad którymi zatrzymujemy się i dajemy sobie czas, by się nimi rozkoszować….
To one są tą esencją i smaczkiem naszego życia. Proste codzienne radości, jak ta – usiąść sobie na tarasie kafejki i wypić kawę… One czynią nasze życie wartym przeżycia – każdego dnia i dzień po dniu. One pomagają pielęgnować w nas dobre emocje.
Święto sąsiadów
I tak w ramach tych przypływów i odpływów fortuny, w całej swojej nieokiełznanej zmienności paryska pogoda pokrzyżowała plany.
Bo jak co roku na przełomie maja i czerwca paryżanie świętują tzw święto sąsiadów….
A pogoda tradycyjnie – tego dnia stoi – pod znakiem zapytania. Tak wyglądały przygotowania w toku, okazało się ostatecznie, że pogoda zadecydowała inaczej i wszystko trzeba było zwijać – pod nieprzeranymi strugami deszczu na klatkę schodową.
Ciekawostka: Dlaczego Francuzi za symbol wybrali sobie koguta?
Bo jak po zimie, nastaje wiosna. Tak po ciemnej nocy budzi się jasny słoneczny poranek ze śpiewem skowronków i chaotycznym może momentami pokrzykiwaniem rozochoconego koguta, wyrwanego ze snu, który w akcie desperacji i rewanżu nad życiem wyrywa innych ze snu – rykoszetem.
I tutaj pojawia się takie egzystencjalne pytanie: dlaczego Francuzi jako symbol swojego narodu wybrali koguta?
Przyznam się, że nie rozumiem… Nie zrobili tak, jak zrobili prawie wszyscy w Europie – nie wybrali sobie dumnie wyglądającego w herbie orła. Tylko koguta, który wysoko nie wzleci. Za dużo nadprogramowych kilogramów – w sam raz na przepyszny rosół.
Ale jak to wyjaśniał Coluche – francuski komik:
Kogut cały czas śpiewa, stojąc po kolana w łajnie.
Czyli w sumie radosny i gruntownie beztroski parsyki lifestyle.
Savez-vous pourquoi les Français ont choisi le coq comme emblème ? C’est parce que c’est le seul oiseau qui arrive à chanter les pieds dans la merde !
Czy wiecie, gdzie można zjeść naajlepsze lody w całym Paryżu (SUBIEKTYWNIE).
Bo najlepsze lody w Paryżu to włoskie lody Amorinio – przechodzę ukradkiem – a jednak daję się skusić ….
Czatują na mnie w strategicznych miejscach przy wyjściu z Ogrodu Luksemburskiego, dalej na ulicy Sufflot wiodącej do Panteonu. Nie uciekniesz przed przeznaczeniem. Ale kiedy to przeznaczenie jest takie rozkosznie słodkie, przed czym tu uciekać? ….
Morał: Zostaw jutro na jutro. Każdego dnia przeżywaj jeden dzień.
Odkąd staram się stosować do tej zasady, czuję się wewnętrznie szczęśliwsza i spokojniejsza. Nie przeciążam niepotrzebnie swojej świadomości problemami, których pora jeszcze nie przyszła.
Z jednej strony to odciąga mnie od rzeczy, którymi zamartwiam się na zapas, a które może nigdy nie staną się problemami. Tylko jako takie przezornie widzi je moja wyobraźnia. Z drugiej strony – to sprzyja temu, by pełniej zanurzyć się w chwili obecnej i rozkoszować się nią. Żyć tym, co przynosi kolejny dzień.
Jak to mówią Francuzi – à chaque jour suffit sa peine. Żyj tym, co przynosi Ci dzień dzisiejszy.
Pozdrawiam serdecznie
Beata



BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.