Co ma wspólnego wernisaż z malowaniem paznokci?

Co ma wspólnego wernisaż z malowaniem paznokci?

Jeżeli uważasz, że tworzone przeze mnie materiały są pomocne, proszę podaj dalej.

Co ma wspólnego wernisaż z malowaniem paznokci?

 

Wernisaż, czyli marketing z cyklu jak to kiedyś bywało.

I w sumie tak było zawsze. Zawsze był ten rozpaczliwy marketing z gatunku: jak to kiedyś bywało. Czyli ten niezmiennie klepiący biedę artysta, który organizuje wernisaż.

Wernisaż – uroczyste otwarcie wystawy (zazwyczaj dzieł sztuki) jeszcze przed oficjalnym jej udostępnieniem dla publiczności.

Niby po to, żeby położyć ostatnią warstwę lakieru, która wydobędzie „moc” (ten powalający power) z jego płótna. A przy okazji niby, by poprosić o poradę i opinię co znaczniejsze i co hojniej sięgające do swojej kieszeni osoby. W rzeczywistości po to, żeby co nieco im pomaślić i pogłaskać pod włos to ich miejscami kosmate, ale czułe ego.

Bo czy wiecie, skąd wzięło się słowo: wernisaż?

Wernisaż, bo jeżeli bywacie, lubujecie się w bywaniu na wernisażach, a nawet nie podejrzewacie, że mają one co nieco wspólnego z malowaniem paznokci.

O ile na to pierwsze chętnie bym się wybrała. O tyle zupełnie nie jestem ani adeptką, ani miłośniczką tego drugiego: dobrowolnego ładowania sobie chemii na paznokcie. Niemniej wiele osób to lubi i sobie to robi. A skoro tak…

Nie posunę się do nazwania wernisażu – prekursorem malowania sobie paznokci. Bo tu chodzi o pokrewieństwo czysto etymologiczne.

Wernisaż, to słowo pochodzi jeszcze z czasów, kiedy francuski rządził światem. A język angielski dopiero przebijał się do rządzenia.

Co ma wspólnego wernisaż z malowaniem paznokci?

Słowo wernisaż wywodzi się od francuskiego słówka vernis, czyli lakier.

Bo o ile dzisiaj tradycyjnie w przeddzień otwarcia wystawy swoich prac, artysta organizuje wernisaż. Czyli taką imprezkę, bibkę w towarzystwie wybranych. Samej śmietanki…. towarzyskiej…

Wernisaż jest takim łakomym kąskiem dla każdego, kto chciałby zaliczać się, czy uchodzić za nieodzowny składnik owej śmietanki …..

Nie wiem czemu, o czym nie piszę, zawsze wychodzi w tym moim pisaniu upodobanie do kulinariów, czy raczej do zaglądania do garów.

Wróćmy do wernisażu.

Tradycja organizowania wernisażu sięga jeszcze XVIII wieku. Wtedy miało to swoje praktyczne uzasadnienie.

W owych czasach artyści na samym końcu, zanim udostępnili swoje prace do wglądu szerszemu gronu – nakładali na nie jeszcze ostatnią warstwę lakieru. Po to, by wydobyć ich blask, kolor, tonację i całą paletę barw.

Dotyczyło to szczególnie twórców malujących farbami olejnymi. Ci właśnie na tym etapie prac zapraszali swoich najlepszych klientów i przyjaciół, by poprosić ich o ostatnie wskazówki i porady. No i też pewnie po to, by niektórzy poczuli się tym mile połechtani po swoim ego, uprzywilejowani, wyróżnieni….

Jednym słowem: zawsze i wszędzie ten nieodzowny marketing i jeszcze mocniejsze przywiązywanie do siebie już przywiązanych klientów.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 


Jeżeli uważasz, że tworzone przeze mnie materiały są pomocne, proszę podaj dalej.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.