A może…. weekend w Paryżu?
Jeżeli wybieralibyście się teraz na weekend do Paryża, czego możecie się tutaj spodziewać?
Bo w Paryżu nastała wiosna. A wraz z nią i zbliżającymi się wyborami prezydenckimi we Francuzach przebudziła się gorączka polityczna. Dyskusje, debaty telewizyjne… Każdy z kandydatów chce udowodnić, że jest kandydatem spoza systemu. To jest dokładnie to określenie: anti-système, candidat anti-système.
A tymczasem każdy, jak kolejno popadnie (z wyjątkiem małych kandydatów) korzysta z systemu niczym z dojnej krowy. Diety poselskie, subwencje, finansowanie własnej żony z pieniędzy publicznych… Tzw Penelope Gate, czyli afera dotyczące emploi fictif – fikcyjnego zatrudnienia i w związku z nim pobierania już rzecyczywistej pensji przez żonę jednego z kandydatów tj. François Fillon.
Po prostu POLITYKA. Ale żeby się od niej oderwać. By zapomnieć o tych wiecznych niesnaskach, przekomarzaniach, wzajemnym podciananiu sobie nóg, podkładaniu świń, wbijaniu noża w plecy… Jak to fajnie ujął pewien eseista. Wynotowałam to sobie już dość dawno temu, ale zapomniałam odnotować z jakiego źródła:
Les canditats à la présidence de la République. Pour l’être il faut avoir assassiné ses amis, avant de tuer ses adversaires.
Żeby w ogóle zostać kandydatem w wyborach prezydenckich: Musisz zasztyletować/zabić swoich przyjaciół, zanim wykończysz swoich wrogów.
Francuskie słówka:
Dwa czasowniki oznaczające zabić: assassiner i tuer.
Po prostu polityka. Ale nie chcę o niej pisać. Mam wrażenie, że Francuzi mają podobny do nas temperament polityczny. W ostatecznym rozrachunku, kiedy przychodzi czas wrzucenia swojego głosu do urny wyborczej – bulletin de vote, podobnie jak my: zamiast głosować za, głosują przeciw. Czyli zamiast wybrać swojego kandydata, głosują przeciwko temu, którego absolutnie nie chcą mieć.
Tak np wybrali sobie Frannçois Hollande. Bo nie chcieli mieć więcej Sarkozego. Dlatego Francuzi nigdy nie są zadowoleni z tego, co mają. Tj tzw le vote contestataire. Widzicie w tym pewną zbieżność z tym, co mamy w kraju?
Dlatego, żeby nie psuć sobie krwi polityką, mam dla Was kilka paryskich smaczków. Kilka widoczków z Paryża, kilka (mam nadzieję) wprawiających Was w rozmarzenie przejawów paryskiego lajfstajlu.
Serdecznie zapraszam, również na mojego Instagrama.
Paryski kataryniarz.
Bo w Paryżu są takie miejsca, gdzie jeszcze można spotkać prawdziwego kataryniarza. Tak, ten bardzo stary zawód jeszcze nie zaginął. Np moje miasteczko tradycyjnie co roku gości kataryniarza z okazji jarmarku świątecznego. A tego kataryniarza wypatrzyłam przed jednym z bocznych wejść do Ogrodu Luksemburskiego.
Paryscy bukiniści.
Paryscy bukiniści, przypuszczam, że nie jest to praca, która przynosi kokosy… Z drugiej strony pewnie daje swego rodzaju wolność. Człowiek może cały dzień jeżeli nie zamknąć się z książką, bo przecież bukiniści cały dzień siedzą na świeżym powietrzu. Ale człowiek może cały dzień posiedzieć sobie z książką w ręku. Przez co tym bardziej staje się skuteczną wizytówką, czy reklamą swojej marki.
Rower jest chyba jednym z najsympatyczniejszych środków transportu w Paryżu.
Kuchnia francuska i pyry.
To jest właśnie ten pan aptekarz Parmentier, dzięki któremu Francuzi zaczęli wcinać pyry. Nie we własnej osobie, tylko na upamiętniającym pomniku w podparyskim Neuilly sur Seine. Jak tego dokonał? Bo Francuzi mieli długie zęby na pyry. Uważali je za jadło, co najwyżej nadające się do karmienia świń.
Pan Parmentier zaczął uprawiać pyry na skrzętnie chronionej plantacji właśnie w Neuilly sur Seine. Ale jedynym jego celem było wzbudzenie zainteresowania we Francuzach i uczynienie z pyry kuszącego obiektu pożądania. Co mu się udało. Fortelem…. Przeczytacie o tym we wpisie: Zręczny marketing w akcji, czyli jak przekonać Francuzów do pyrów.
Au nom de la rose. W imię róży. Sieć kwiaciarni specjalizująca się różach.
Nie mogę oprzeć się pokusie fotografowania wiosny, choćby w takich banalnych miejscach, na tle banalnego miejskiego pejzażu. Wiosna rozkwita i raduje serca. A ja pozdrawiam Was serdecznie.
Beata



BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.
Obiecałem dawno temu żonie że w końcu zabiorę ją do Paryża.. wybacz ale nie pokażę jej tego wpisu bo za bardzo będzie wiercić mi dziurę w brzuchu 🙂 pojedziemy w przyszłym roku, ale pojedziemy 😉 Paryż jest piękny, dla mnie nadal jego kwintesencją jest Montmarte..
Obiecałem żonie że pojedziemy do Paryża… i wybacz ale dla własnego dobra nie będę pokazywał jej tego wpisu – przecież mnie zamęczy a Paryż zaplanowany na przyszły rok a nie zaraz 🙂 Piękny jest, nie tylko na Twoich zdjęciach. Za mało go jednak znam, pamiętam Montmarte, który do dziś jest dla mnie kwintesencją Paryża ale na pewno jest jeszcze wiele fajnych miejsc.
My już od miesięcy myślimy o takim weekendowym wypadzie do Paryża, ponieważ z Barcelony można dojechać tam pociągiem qw kilka godzin za niewysoką cenę. Teraz już wiem, że warto nawet na te parę dni 🙂
Wiosna jest chyba wszędzie prześliczna. Paryż jest jak najbardziej na mojej podróżniczej bucket list. 🙂 „Francuzi nigdy nie są zadowoleni z tego, co mają” – przeczytałam to zdanie i pomyślałam dokładnie to, co napisałaś dalej. 🙂