Działo się to kilka wieków wstecz…
Pewien młody człowiek, po uszy zadurzony w wybrance swojego serca, pracował w sklepie z cukierkami.
I tu regularnie podbierał cukierki swemu pracodawcy, po to by móc je ofiarować ukochanej.
Czy to starał się w ten sposób wkraść w jej względy? Czy to był niepoprawnym romantykiem? Tego historia już nie mówi. A może romantykiem z pomysłem i fantazją?
Ta fantazja podsunęła mu pomysł, by owijać podkradane swojemu pracodawcy cukierki w ozdobne papierki. A jak na niepoprawnego romantyka przystało – zakochany po uszy młody człowiek dopisywał na nich czułe słówka, dla swojej wybranki serca.
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Nasz niepoprawny romantyk został przyłapany na niecnym procederze podprowadzania firmowych cukierków.
Dla prywatnych celów.
Nieugięty, nieprzekupny, bezlitosny szef nie tylko wyrzucił romantycznego pracownika na bruk.
Ale jeszcze przywłaszczył sobie jego pomysł.
Odtąd sam zaczął sprzedawać swoje cukierki owinięte w kolorowe papierki.
Niestety, bez mądrych cytatów czy czułych słówek. Co nie przeszkodziło mu zrobić interes stulecia.
Tak, ta historia naprawdę się wydarzyła…. gdzieś pod koniec XVIII wieku w Lyonie.
Zaradny biznesowo właściciel sklepu i jego niepoprawnie romantyczny pracownik na prawdę istnieli.
Właściciel sklepu nazywał się Monsieur Papillot, czyli pan Papillot.
Jego imię przeszło do historii, właśnie za sprawą tego skradzionego romantycznemu pracownikowi – pomysłu. Bo…
Do dzisiaj cukierki owinięte w papierek nazywa się po francusku: des bonbons en papillotes.
Dlatego za każdym razem kiedy odwijacie pysznego, słodziutkiego cukierka z papierka, albo przynajmniej dzisiaj w Walentynki – pomyślcie sobie o tym, że kiedyś dla kogoś w przeszłości było to czułe wyznanie miłosne (poprzedzone ryzykiem i przypłacone ostatecznie utratą pracy).
A przy tzw okazji… zapraszam na mojego Instagrama. Już tam nadchodzą kolejne historie pogodne.
Pozdrawiam serdecznie
Beata



BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.
Ciekawa historia i w sumie ciekawy.. pomysł na biznes.. 😉 Może by tak.. cukierek z wróżbą? 😀