Jacy naprawdę są Francuzi? Francuskie ciekawostki.

Paryżanin, a może raczej Francuz z fantazją i temperamentem.

Bo chyba tak właśnie, z pewną taką sympatią postrzegamy Francuzów. Takie trochę rogate, niepokorne, niepoddającego się utartym regułom dusze. Jak my.

Szarmancki Francuz, czyli człowiek z iście sarmacką fantazją…

Francuz, który, kiedy przydarzy się ku temu sposobność, podobnie jak niegdyś nasi rodzimi jaśnie państwo szlachta, ochoczo powymachuje sobie szabelką…

Bo akurat moje pierwsze skojarzenia z Francją dotyczą filmów z gatunku płaszcza i szpady: la cape et l’epée. Zresztą do dzisiaj w szermierce obowiązuje francuskie słownictwo… Ale to tylko na arenach sportowych. Bo pojedynki spod znaku płaszcza i szpady dawno już wyszły z użycia. A może wcale i nie tak dawno.

Ostatni pojedynek na szpady stoczono we Francji dokładnie 50 lat temu: 21 kwietnia 1967 roku w podparyskim Neuilly sur Seine. Stąd wybór tego zdjęcia, które przedstawia merostwo w tym właśnie miasteczku.

Ale w owym ostatnim pojedynku zmierzyli się dwaj szacowni parlamentarzyści: krewki mer Marsylii (ach ten południowy temperamentu) Gaston Defferre i gaulista Rene Ribiere.

Wszystko zaczęło się w z pozoru bardzo szacownej i wyważonej instytucji. Podczas debaty parlamentarnej. Obaj panowie z przeciwnych obozów politycznych najpierw zderzyli się ze sobą słownie. Gaston Defferre skierował do swego przeciwnika obraźliwe:

[ctt template=”1″ link=”ANOtb” via=”no” ]Taisez-vous, abruti. Zamilcz głupcze. [/ctt]

Przypominam, że to były lata 60-te. Riviera zażądał przeprosin. Których nie uzyskał.

Pojedynek trwał raptem 4 minuty. Do pierwszej krwi. Krewki Marsylczyk zranił swojego przeciwnika, który po raz pierwszy w życiu trzymał w ręku szpadę.

Gaston Defferre, który przeszedł do historii jako zwycięzca tego starcia, długo jeszcze po chełpił się tym, że celował między nogi, po to by popsuć panu Ribiere noc poślubną. Bo ten żenił się następnego dnia. Co za pomysł w wieczór kawalerski brać udział w pojedynku?

Ach ci Francuzi… Trochę takie słowiańskie dusze.

Bo czujemy względem Francuzów swego rodzaju bliskość kulturową, pokrewieństwo dusz. Ta sama rogata, kreatywna dusza, dla której zasady są właśnie po to, by je łamać.

Zasady zasadami, a życie życiem.

Nie raz trzeba je do życia nagiąć. Do życia i do ludzi.

Chcesz sprawdzić swoją tolerancyjność w tym temacie. Mam dla Ciebie dwu zadaniowy test.

  1. Czy dziwi Cię skandynawski minister (historia jak najbardziej prawdziwa), który serwuje sobie jedną malusieńką kawusię za pieniądze podatnika. Równowartość 1-2 euro i jest zmuszony do rezygnacji ze swojego stanowiska.
  2. Czy dziwi Cię ten francuski z kolei polityk, niegdyś premier tego kraju, który przez lata sponsorował swoją żonę i dzieci z państwowej kasy, zatrudniając ich na fikcyjne umowy o pracę. Równowartość 800 tysięcy -1 milion euro. Na którego w zaparte w wyborach prezydenckich głosuje prawie 20% Francuzów.

Wynik pozostawiam do indywidualnej kontemplacji.

Ale czy wiecie, że Francuzów do dziś w jakimś tam stopniu pociąga komunizm. Nie, patria komunistyczna nie wymiata w wyborach… Ale np bardzo lewicowy Jean-Luc Mélenchon z la France Insoumise ma się całkiem dobrze. A wręcz coraz lepiej.

Tak, jak to fajnie powiedział Leszek Kołakowski…

Komunizm byłby piękną ideą, gdyby nie było ludzi. Szczególnie w Polsce, komunizm byłby cudowną rzeczą, gdyby nie było Polaków. Leszek Kołakowski.

Le communisme serait une belle idée s’il n’ y avait pas les gens. Et en Pologne en particulier, le communisme serait une chose merveilleuse si seulement il n’ y avait pas les Polonais. Leszek Kołakowski.

Komunizm w pewnym sensie uodpornił nas na niewzruszoną sztywność pewnych zasad, ustalanych z zasady dla naszego własnego dobra. Ale co tam. Francuzi też pewnie w ten sposób, by się do niego przystosowali… Dlatego komunizm nie taki im straszny….

Bo dla Francuza ….

Zasady są po to, by je łamać…

No, bo niby po co innego???

Bo np czerwone światło w Paryżu jest tu tylko znakiem umownym. Jeżeli nic nie jedzie i akurat wypadło czerwone, po co czekać na zielone … Na czerwonym też da się przejść przez ulicę. Będzie szybciej i bez czekania.

Le Parisien, il vaut mieux l’avoir en journal. Rasowy paryżanin nie przejmuje się jakimiś bzdurnymi zakazami, że niby psom wstęp wzbroniony. Kiedy on właśnie udowadnia, że jednak nie.

Rasowy paryżanin nie przejmuje się jakimiś bzdurnymi zakazami, że niby psom wstęp wzbroniony. Kiedy on właśnie udowadnia, że jednak nie.

Psom  wstęp wzbroniony.

Jakieś takie drętwe, mało kreatywne znaczniki, że psom wstęp wzbroniony, czy to do sklepu, czy na trawnik. A tu akurat jesteśmy z psem…. Przecież nie zostawimy biedaczka na dworzu. Przecież nie każemy mu sikać na chodniku, skoro obok mamy trawnik… Co prawda z napisem, że psom wstęp wzbroniony. No ludzie, odrobina logiki. Przecież pies i tak tego nie przeczyta.

INTERDIT AUX CHIENS.
Nie mogłam się oprzeć… Piesia sika, tzn robi coś gęstszego na trawnik z postawionym drogowskazem Psom wstęp wzbroniony. Co z tego, że piesia wyraźnie wybałusza gały i czyta, co tam wołami stoi napisane. Skoro piesia nie umie czytać.

[ctt template=”1″ link=”L67Zj” via=”no” ]INTERDIT AUX CHIENS -Psom wstęp wzbroniony. [/ctt]

Nie mogłam się oprzeć… Piesia sika, tzn robi coś gęstszego na trawnik z postawionym drogowskazem Psom wstęp wzbroniony. Co z tego, że piesia wyraźnie wybałusza gały i czyta, co tam wołami stoi napisane. Skoro piesia nie umie czytać.

Za to ten, który stoi po drugiej stronie smyczy, czyli wyprowadzający piesię, umie czytać, ale nie czyta. Przeczytał, a teraz choć wie, udaje że nie wie.

Zasady są po to, by je łamać. Inaczej było by mniej zabawnie.

Dlatego z humorem i bez przymusu…

Taka sympatyczna kampania uczulająca właścicieli włochatych i uszastych czworonogów. Ten akurat nazywa się Malix i ma swoje za tymi​ swoimi rozkosznymi uszami. 60 kg kupy rocznie wywalonej, czy dowalnonej do chodnik. Tzn odchodów: dejections.

Jeżeli właściciel pieska tego po nim nie pozbiera, aż strach policzyć do ilu butów po drodze się to przyczepi. Na szczęście. Tak mówią…. Że, jak się wdepnie w gówno na ulicy, to na szczęście. Ale….

Mi jakoś to szczęście nie sprzyja. Mam tak wyczulony radar na takie przyjemności, że zawsze w porę zdążę ominąć.

[ctt template=”1″ link=”4640M” via=”no” ]Pris en flagrant délit – przyłapany na gorącym uczynku. [/ctt]

Ale Malix – owi też tym razem nie dopisało szczęście. Został przyłapany na gorącym uczynku: tzw i tu to wołami napisane wyrażenie: flagrant délit. Pris en flagrant délit – przyłapany na gorącym uczynku. Spotografowany, napiętnowany aż uszy mu się zjeżyły na głowie… Sympatyczna kampania reklamowa….  Czy trafi do Francuzów? Trafiła w moje poczucie humoru.

Mam nadzieję, że i Wy uśmiechnęliście się choć odrobinkę.

Tymczasem pozdrawiam cieplutko

Beata

Exit mobile version