Jadę sobie paryskim metrem. Do przedziału wsiada akordeonista.
Nie powiem, że porywa mnie wirem artystycznych uniesień i przenosi swoją sztuką gdzie indziej. Tak, że zapominam, że jadę metrem. Właśnie – nie zapominam.
Przed chwilą przeszła po wagonie nastolatka z dzieckiem w nosidełku i też prosiła o wsparcie. Teraz – stację dalej – wsiadł akordeonista.
Chciałabym spokojnie zatopić się w lekturze, ale zaczyna dręczyć mnie to poczucie winy, że tyle ludzi jest w potrzebie.
Nie noszę przy sobie gotówki. Raz wyrwano mi torebkę przy wyjściu z metra. Mam w niej kieszonkę, do której odkładam pieniążki podniesione z ziemi. Żeby nie było, że nawet nie chce mi się schylić po pieniądze, które leżą na ulicy.
Przecież mam skromne przychody. Dlatego, kiedy widzę, jak ktoś zmaga się z losem – poczuwam się do tego, by poskrobać po dnie swojej torebki.
Myślałam, że znajdę tam więcej – znajduję raptem 5 centów. Akordeonista stoi nade mną i czeka.
Podaję mu to, co znalazłam. Niewiele, ale to wszystko, co mam.
A on rzuca mi to w twarz.
Z wyczuwalnym wyrzutem: nie potrzebuję twojej jałmużny, moja sztuka ma większą wartość.
Spokojnie podnoszę monetę, układam z powrotem do torebki. Jeszcze do mnie nie dociera. Wracam od dentysty, gęba spuchnięta jak pół stodoły.
Dopiero, kiedy patrzę na zniesmaczone twarzy moich współtowarzyszy podróży. Nikt już nawet nie fatyguje się, żeby poszperać po kieszeniach.
Z jednej strony znieczulica – bo tego proszenia o jałmużnę zewsząd tyle. Z drugiej strony, kiedy robisz cokolwiek – nie chcesz być tak traktowana. Bo jednak….
Czy bycie artystą zwalnia z odrobiny szacunku względem drugiego człowieka?
Mam dość dystansu do siebie, by nie brać tego do serca, a raczej by dało mi to do myślenia.
5 centów to mało – ale nie miałam więcej, a on czekał.
A co on dobrego uzyskał tym swoim gestem, prócz poczucia wyższości, że może spojrzeć z góry na te marne 5 groszy. Bo jego sztuka jest ponad to?
Piszę bloga – może to nie jest sztuka wyższych lotów, ale już uczy pokory. I tego, żeby nie wzgardzac najmniejszym gestem, lajkiem czy komentarzem.
Bo każdy czytelnik jest bezcenny i każdy przejaw dobrej woli warto szanować.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.