Bo we Francji istnieje takie nie do końca słuszne, choć ugruntowane po części na słusznych przesłankach przekonanie, że partykuła – przedrostek „de” przed nazwiskiem świadczy o szlacheckim pochodzeniu danej osoby.
Ale jak jest naprawdę?
Tak jest, ale nie do końca.
Bo rzeczywiście przedrostek, partykuła de przed nazwiskiem (tzw nom à particule), które odnosi się do nazwy domeny, którą niegdyś zarządzał dany ród.
Ale….
Dzisiejsza szlachta liczy sobie 3200 rodzin zarejestrowanych w tzw. Wielkiej Księdze Pieczęci (grand livre du sceau), przechowywanej w Ministerstwie Sprawiedliwości (Ministère de la Justice).
Tyle, że według według Instytutu Sondaży INSEE – 260 000 Francuzów nieszlacheckiego pochodzenia (tzw roturièrs) ma również nazwiska z takim przedrostkiem.
Ale w tym przypadku odnosi się to bardziej do miejsca pochodzenia, albo partykuła de została dorzucona później.
Bo do końca XIX wieku pisownia nazwisk była niezbyt wnikliwie kontrolowana przez władze. Dlatego łatwo było samozwańczo wprowadzić, dodać sobie do nazwiska taką nobilitującą samego siebie i przyszłe pokolenia partykułę „de”.
Dlatego dzisiaj, obok starej zasiedziałej franuskiej szlachty jest i taka naciągana szlachta. Wcale nie szlachta, ale z pozoru ze szlacheckim nazwiskiem. Fausse noblesse. Jak np:
Charles de Gaulle,
Patrick Poivre d’Arvor czy
Geneviève de Fontenay.
I teraz
Dlaczego o szlachcie mówimy: błękitna krew?
Błękitna krew płynąca w żyłach.
Bo jak to mówią: szlachectwo zobowiązuje.
Kiedyś zobowiązywało do posiadania bladej cery, przez którą dosłownie prześwitwały niebieściutkie żyłki…
Błękitna krew – to wyrażenie wzięło swój początek od wielkich rodów europejskich, szczególnie francuskich i hiszpańskich.
W XVII wieku przedstawiciele stanu szlacheckiego, czyli szlachty i możnowładztwa, zarówno kobiety, jak i mężczyźni robili wszystko, by ich skóra zachowała taki blady, alabastrowo- delikatny odcień. Właśnie tak, żeby przebijały przez nią niebieskie żyłki.
Opalenizna była symbolem prostactwa. Ogorzały na słońcu – to wskazywało na niskie pochodzenie.
Bo to prawda, że na taki dystyngowany look trzeba było sobie zapracować: nie wyściubiając nosa na słońce i dopieszczając swoją cerę luksusowymi środkami piękności…
A że na ten luksus nie było stać przedstawicieli niższych warstw społecznych. W ten sposób można było rozpoznać przedstawiciela szlachty.
Ta moda następnie przyjęła się wśród burżuazji. I trwała nawet do połowy XIX wieku. A teraz już porcja powiązanych francuskich słówek.
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.
Jeżeli uważasz, że tworzone przeze mnie materiały są pomocne, proszę podaj dalej.
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.