Po francusku nazywa się to: dents du bonheur
Skąd wziął się przesąd, że rozsunięte przednie zęby, czyli po prostu wyraźna szpara między zębami jest zapowiedzią – zwiastunem szczęścia, które w życiu będzie spotykać daną osobę, czy po prostu dlaczego taki w sumie defekt estetyczny miałby być oznaką ludzi szczęśliwych (i zapowiedzią szczęśliwego życia). Po francusku mówi się: dents du bonheur.
Ale to przeświadczenie gdzieś tam funkcjonuje również u nas. I to przekonanie sięga jeszcze czasów wojen napoleońskich.
Kiedy na polach bitewnych całej Europy żołnierze używali zębów, by oderwać kolejny ładunek do załadowania swojej broni.
Z racji ciężaru óczesnych karabinów żołnierz czasów napoleońskich musiał trzymać broń obiema rękoma, więc miał zajęte ręce i zębami musiał oderwać sobie kolejny ładunek, by załadować swoją broń. Biorąc do buzi papierowe opakowanie zawierające kolejne ładunki pudru i oddzierając je w ten sposób zębami.
No i oczywiście ta operacja była co najmniej skomplikowana, czy wręcz niewykonalna w warunkach frontowych dla kogoś, komu brakowało jednego lub kilku przednich zębów.
Mówimy o czasach napoleońskich i dość krwawym i krwiożerczym okresie naszej europejskiej historii (z tej perspektywy dzisiejsze nawet kilkugodzinne siedzenie na fotelu u dentysty, by nadrobić braki w uzębieniu – jest czystym luksusem).
Dlatego taki osobnik – poborowy bez przednich zębów, albo ze sporą szparą między nimi był odsuwany do rezerwy, czyli dzięki np. zbyt mocno rozstawionym przednim zębom udawało mu się uniknąć prawie że pewnej śmierci. Czyli należał do tych szczęśliwców w czepku urodzonym, któremu udawało się umknąć z życiem w tak okrutnych czasach.
Tak na marginesie: ilość poniesionych ofiar ludzkich i to, jak docelowo to wpłynęło na demografię, a więc i na siłę Francji jest tym, co Francuzi w jakimś tam stopniu mają za złe Napoleonowi. Francuzi nie przejawiają takiego kultu Napoleona, jakim cieszy się np w naszym kraju. W tej kwestii zwycięża chłodny pragmatyzm, a nie tak jak u nas gorący romantyzm. Ale jak to mówią trudno być prorokiem we własnym kraju. I Napoleon jest na to po części dowodem.
Słówko do zapamiętania:
dents du bonheur – zęby szczęścia.
Miłej nauki francuskiego.
Pozdrawiam serdecznie
Beata



BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.