Rewolucja w Paryżu? Ale jak to wszystko się zaczęło?
Bo zaczęło się od podwyżki cen paliwa.
A przecież paliwo nie jest produktem pierwszej potrzeby. Ale w kontekście francuskich realiów dla wielu osób właśnie jest.
Bo wiele osób jest totalnie uzależnionych od samochodu, jako jedynego dostepnego środka komunikacji.
Bo mieszkają na takich peryferiach, ze żadna komunikacja publiczna tam nie dochodzi. Ale to dlatego, ze tylko na mieszkanie tam mogą sobie pozwolić.
Więc dla osób o skormnych dochodach – to jest jedyne rozwiązanie – oddalać się coraz bardziej na coraz dalsze peryferie miasta. A wtedy samochód staje się nieodzowny.
I tu opiszę Wam klasyczny przykład – moja koleżanka z pracy – obydwoje pracują na CDI – stała umowa o pracę – dwójka dzieci, w sumie typowa klasa średniej.
Dwa samochody są im niezbędne. Każde do pracy dojeżdża swoim.
Inaczej nie są w stanie sobie tego zorganizować. A mają to tak zorganizowane i skalkulowane – co do sekundy.
Codzienna gonitwa…. za chlebem. I do tego dzieci. Gdy jedno jedzie do pracy, drugie z niej wraca, w mijających się samochodach przekazują sobie dzieci, tzn zatrzymuja się gdzieś na poboczu drogi (zastanawiam się, jak by poradzili sobie, gdyby nie było telefonów komórkowych).
Dzieci przesiadają się z jednego samochodu do drugiego.
Bo oni mają to obliczone co do sekundy, która nie może zająć o sekundę dłużej. A ich budżet domowy jest skalkulowany co do grosza.
I teraz – wyobraźcie sobie – na taką rodzinę o skromnych dochodach, goniącą w piętkę, mieszkającą gdzieś daleko na peryferiach miasta, bo jedynie tu czynsze są na miarę ich zarobków – gimnastykującą się, jak podołać wszystkiemu (moi znajomi łapią dodatkowe prace dorywcze – ona szyje – zresztą świetnie szyje – jest kreatorką mody po paryskiej szkole stylizmu, ale nie może realizować się w tym zawodzie, bo dzieci, codzienność, no i po prostu samo życie).
I teraz, gdy na taką rodzinę goniącą w piętkę spada podwyżka paliwa.
A takich rodzin jest wiele.
Jedyne co im zostaje to taka oddolna rewolucja – bo politycy i tak niczego nie kumają, bo to ich nie dotyczy – osobiście.



BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.