Uwaga będę rzucać mięsem. Po francusku.
Nie, że chcę uczyć Was niecenzuralnych wyrażeń. Ale kiedy podsuwa je samo życie….
Miałam taką przygodę w metrze.
Pijaczek rozwalony przy wejściu do przedziału. Nikt od tej strony nie wchodzi, chyba że okrakiem. Tak sobie pomstuje na jakiegoś Abdela, co to mu pokaże. Tyle, że rzeczony Abdel nic o tym nie wie, chyba że ma pociąg na podsłuchu.
Il va me payer, Abdel…. Cytuję.
Taki: one man show monotematyczny – w kółko Maryni o Abdelu
Aż podskoczyłam, bo pijaczek wyskoczył ni z gruszki, ni z pietruszki, z drugiego końca przedziału, jak ten Filip z konopii…..
Oglądam się za siebie: widzę kawał chłopa rozwalonego na podłodze. Obok niedopita flaszka. Nie zmógł jej do końca. To ona go zmogła…Gdzieś w połowie drogi do dna…. Rozglądam się: nikt się nie rusza. Nikt nie bierze pijaczka na poważnie. Ja też nie. Zapowiada się smakowity: one man show.
Szekspirowska dramaturgia i tak dojeżdżamy do kolejnej stacji….
Drzwi pociągu otwierają się na siarczysty mróz. Pijaczkowi w tym improwizowanym one man show (którego niedopita flaszka jest wdzięcznym sponsorem) wyrywa się ….
Allez, ferme la porte, je me gele les couilles.
Zamknij drzwi, bo mrozi mi jaja. A drzwi stoją otworem – głuche na prośby j groźby.
I tu ta wisienka na torcie:
Wyrażenie: mrozić sobie jaja: se geler les couilles….
To taka pozasłownikowa proza codziennego życia.
W tym momencie cała sala tzn. cały przedział wybucha śmiechem.
Tu monolog przemienia się w dialog z publicznością.
Pijaczek z symfonii podśmiewających się mu za plecami głosów wyłapuje kobiece soprano…
Ferme ta guelle, connasse.
Z całą finezją swojej iście szekspirowskiej elokwencji nie przebiera w słowach: Zamknij japę, idiotko….
Publiczność nagradza tę replikę – salwą śmiechu. I tu jakbyście spodziewali się, że pijaczek nakręcony entuzjazmem publiczności będzie bisował….
Ale nie. Bo do przedziału wchodzi kontrola. I pijaczek robi się taki malutki, grzeczniutki, ułożony… Już go więcej nie słychać. Bo on nie ma ważnego biletu. Tak jedzie sobie na gapę i psioczy…..
C’est la vie.
Pozdrawiam serdecznie
Beata



BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.