maj 1968

Trafiła na pierwsze strony gazet i zrujnowała sobie tym życie.

Jeżeli uważasz, że tworzone przeze mnie materiały są pomocne, proszę podaj dalej.

maj 1968

Stała się ikoną, trafiła na pierwsze strony gazet, a potem wszystkie drzwi się przed nią zatrzasnęły.

Bardzo wzruszająca historia i niestety prawdziwa….

Jakby niewiarygodnie brzmiała ta historia – Angielki – Caroline de Bendern (modelka i wnuczki brytyjskiego arystokraty – mannequin et petite fille d’un grand aristocrate britannique), która stała się ikoną francuskiego maja 68.
A potem wszystkie drzwi i zaczęły się przed nią zamykać….

Ta historia wydarzyła się naprawdę…

Jak wielu młodych ludzi, w tym pamiętny maju 1968 roku, Caroline de Bendern uczestniczyła w paryskich manifestacjach młodzieży.

W pewnym momencie, czy to nie miała już sił dalej iść, czy tak niemiłosiernie uwierały ją odciski – kolega (artysta plastyk Jean Jacques Lebel) wziął ją na barana, ktoś inny podał flagę. Ona nie bardzo chyba się w tym orientowała. Dopiero z czasem, kiedy dogoniły ją konsekwencje tego wydarzenia, zdała sobie sprawę, co w pewnym kręgach społecznych mogła symbolizować flaga Wietkongu – un drapeau vietcong).

Wznosząc się tak ponad tłumem, tego w sumie feralnego dla swojej przyszlosci 13 maja 1968 roku, póki co beztrosko unosząc się i falując ponad rozentuzjazmowanym tłumem na barkach swojego kolegi, wymachując flagą Wietkongu – zwróciła na siebie uwagę fotografa Jeana-Pierra Rey.

Kiedy poczuła na sobie błysk flesza, odezwał się w niej instynkt modelki, która wie, jak ustawić się do zdjęcia. Chciała współgrać z tą podniosłą chwilą: wyprostowała się, jej twarz nabrała powagi, jej gestykulacja stał się bardziej współgrająca z powagą chwili…

Je me redresse, mon visage se fait plus grave, mon geste plus solennel.

Fotograf, który w tym momencie zwrócił na nią swój obiektyw poczuł, że ma to ujęcie, które najlepiej definiuje ten moment.

Zdjęcie zostało najpierw opublikowane w amerykańskim magazynie Life (24 maja 1968 roku), a następnie podjęły ją inne media. I tak Caroline de Bendern (w tej roli swojego życia) trafiła na pierwsze strony gazet i obiegła wraz z nimi cały świat.

La Marianne de mai 68. Angielka – francuską Marianną.

Tak, że w pewnym sensie stała się rozpoznawalną sensie ikoną tamtych wydarzeń.

Czy wbrew sobie, czy bardziej przez przypadek, na skutek nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności.

Wbrew pozorom to wcale nie ułatwiło jej życia. Wręcz przeciwnie – tylko je jeszcze bardziej skomplikowało.
Prestiżowe agencje modelek nie chciały współpracować z lewicującą rewolucjonistką.

Caroline de Bendern była spalona w swoim zawodzie (dotychczas utrzymywała się pracując jako modelka). Choć teoretycznie jeszcze wtedy była spadkobierczynią ogromnej brytyjskiej fortuny o wartości 8 milionów euro.

Le succès planétaire de cette photo lui ferme tout à coup les portes des maisons de couture. Pas de mannequin gauchiste dans les rangs !

Sukces planetarny owej fotografii zamknął przed nią drzwi wszystkich domów mody. Nie ma tu miejsac dla lewicujących modelek.

Widząc zdjęcie swojej wnuczki na pierwszych stronach gazet i to w takim kontekscie, jej dziadek – przebogaty hrabia Maurice Arnold de Bendern – człowiek przywiązany do tradycji, człowiek z zasadami – un homme à principes i człowiek ze sporym temperamentem – po prostu ją wydziedziczył.

Wcześniej wydziedziczył jej ojca, za to że w drugim podejściu – ożenił się z kobietą niskiego stanu (tzw une roturière). I od tamtego czasu wszystkie swoje nadzieje pokładał we wnuczce, której życie w pewnym sensie chciał zaplanować (wysyłając do prestiżowych szkół) i kontrolować….

Sa petite fille sur des barricades parmi des hippies et brandissant le drapeau vietcong, ce n’est pas une trahison. C’est un crime.

Jego wnuczka na barykadach pośród hippisów, z flagą Wietkongu w ręku. To nie jest zdrada. To przestępstwo.

Caroline de Bendern nie zdążyła się już pogodzić się ze swoim dziadkiem, który zmarł raptem kilka miesięcy po tych wydarzeniach, nie zostawiając jej nic.

Dalej jej życie było tak samo chaotyczne, jak choas tych wydarzeń, które wyniosły ją na pierwsze strony gazet.

Szalona epoka – hippsiowskie lata siedemdziesiąte – dzieci kwiaty i podróże.

Dzisiaj starsza pani, nadal żyjąca w sumie z dnia na dzień, może już bardziej z konieczności, niż z wyboru… bez emerytury, bez zabezpieczenia, bez stabilnego dochodu. Tak jakoś ułożyło się jej życie.

Wspomina tamte wydarzenia z godnym podziwu stoicyzmem i dystansem do życia.

Nigdy nie udało jej się uzyskać wynagrodzenia za zdjęcie, którym (może nawet trochę wbrew sobie) zawojowała pół świata.

Uznano, że należy ono do historii, a ona – jako część tej historii nie ma prawa do tantiem.

Jak to mówią: C’est la vie….

Pozdrawiam serdecznie

Beata


Jeżeli uważasz, że tworzone przeze mnie materiały są pomocne, proszę podaj dalej.

2 thoughts on “Trafiła na pierwsze strony gazet i zrujnowała sobie tym życie.”

  1. Wstyd się przyznać, ale nie słyszałam wcześniej o tej historii. Z jednej strony uczy, a z drugiej pokazuje wstrząsające fakty – przynajmniej dla mnie. Pozdrawiam serdecznie, Marta

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.