Kobieta czy mężczyzna: Kto jest lepszym menedżerem?

Kobieta czy mężczyzna: Kto jest lepszym menedżerem?

Jeżeli uważasz, że tworzone przeze mnie materiały są pomocne, proszę podaj dalej.

Kobieta czy mężczyzna: Kto jest lepszym menedżerem?

Bo jak to statystycznie dość często wypada, dotknęło nas post-świąteczne fatum, czyli trafiła nam się niedziałająca zabawka z koniecznością jej wymiany w pierwszy dzień po świętach.

Tutaj w kontekście zaistniałych wypadków, które zaraz Wam opowiem mojemu mężowi nasunęła się refleksja: dlaczego mężczyźni szybciej ewoluują w swoim fachu, a kobiety uderzają w tzw szklany sufit.

Dlaczego mężczyznom częściej powierza się kierownicze funkcje tam, gdzie trzeba zarządzać ludźmi, albo znaleźć rozwiązanie w negocjacjach z klientem.

No i w nawiązaniu do niedziałającej zabawki, konkretnie tabletu dla mojego Pusiaczka, który funkcjonuje w wieku 5 lat w bardzo prostym modelu myślowym – jest zabawka – Youpi – bawię się, nie ma zabawki – jest mi smutno…

Zgłaszamy problem w sklepie, a tu okazuje się, że sklep wymłócony, generalnie z zabawek, w szczególności z tabletów w tym samym modelu.

A jedynym rozwiązaniem jest wysłać tablet do naprawy i czekać, czekać, czekać. Perspektywa miesięcznego czekania, kiedy dziecko jest spragnione zabawki od razu.

  • Opcja czekania trudna do zaakceptowania, kiedy dziecko tonie we łzach…
  • Opcja oddania pieniędzy za niedziałającą zabawkę, celem nabycia innej zabawki w innym sklepie – najwyraźniej nie do zaakceptowania dla sklepu, a konkretnie dla sprzedawy.

I tak negocjacje utknęły w martwym punkcie.

Mąż negocjuje, ja korzystam z tej chwili, przeglądając leżące na regałach książki.

No i teraz skąd ta dyskusja o kobietach i mężczyznach.

Po dość intensywnych negocjacjach pan obsługujący dział z zabawkami w ramach gestu komercyjnego (coś, co jest powszechnie używane we Francji, kiedy klient w ramach złagodzenia niedogodności poniesionych nie ze swojej winy domaga się tzw: un geste commercial).

un geste commercial – gest handlowy

I tak pan obsługujący dział z zabawkami, proponuje w ramach gestu handlowego inny tablet, w troszeczkę wyższej cenie.

Ale tą różnicę w ramach kompensacji za rozczarowanie, jakie przeżyło dziecko poniesie sklep.

I tak już prawie wychodzimy ze sklepu z droższym tabletem. Nie dokładając ze swojej kieszeni, usatysfakcjonowani takim obrotem sytacji. Tzn wychodzimy ze sklepu jeszcze póki co oczami wyobraźni, bo w tym momencie fizycznie interweniuje pani – podobnie jak jej kolega obsługująca ten sam dział z zabawkami.

Pani domaga się zwrotu tabletu, uzasadniając, że to przecież nie jest ten tablet, za który zapłaciliśmy, tylko co nieco droższy i zwraca nam równowartość za niedziałający, a w sytuacji wymłóconych zapasów ze sklepu (rupture de stock) niewymienialny tablet.

rupture de stock – wyczerpanie zapasów

Czego nie chciał zrobić pan – sprzedawca.

Bo on chciał „fidéliser le client” – tak to zgrabnie brzmi po francusku, czyli po prostu przywiązać klienta po to, by nie wydał zwróconych mu pieniędzy w innym sklepie (może nawet mniej wymłóconym po świętach).

I dlatego on – w ramach kompensacji za dziecięce rozczarowanie zaproponował lepszy – tzn droższy model tabletu bez dopłaty.

fidéliser le client – przywiązać klienta

Tu interweniowała kobieta. Nie akceptując zbyt ryzykownego w jej przekonaniu – rozwiązania.

Skończyło się na zwrocie wydanej sumy pieniędzy (w tym kontekście do wydania w innym sklepie).

I teraz tak: jeżeli opcja zwrotu pieniędzy wydawała nam się dobrym rozwiązaniem, zanim w ramach kompensacji za dziecięce rozczarowanie zaproponowano nam lepszy model tabletu.

W tym zmienionym kontekście to wydała się nam kolejnym rozczarowaniem,  doświadczonym w tym samym sklepie.

Najpierw zakup niedziałającej zabawki, a potem…. no właśnie: kto daje i odbiera….

To jest to francuskie wyrażenie: revenir sur sa décision, czyli wrócić – cofnąć decyzję.

revenir sur sa décision – cofnąć decyzję

I teraz, jako że ubodła mnie w pewnym sensie uwaga mojego męża, że on woli w negocjacjach mieć do czynienia z mężczyzną, skłoniło mnie to do swego rodzaju retrospekcji.

Ponieważ sama pracuję w dziale relacji z klientem, mamy taką niepisaną procedurę, by nie podważać decyzji kolegi (revenir sur sa décision), chyba że kolega też to zaakceptuje i będzie to dobre dla klienta…

Z drugiej strony: w pewnym sensie muszę oddać rację mężowi:

To prawda, że generalnie moi koledzy – faceci, panowie przyznają sobie więcej wolności w negocjacjach z klientami, czy może po prostu odważniej podejmują decyzje, wychodzą z inicjatywą, by rozwiązać zaognione relacje z klientem.

faire preuve de plus d’initiative – wykazać się inicjatywą

Choć są wyjątki…

Kiedy może kobiety są bardziej skłonne trzymania się procedur, bo one dają swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa.

Procedura stanowi bezpieczną przystań.

Nikt nie będzie mógł ci zarzucić, że zrobiłaś coś źle.

Nawet jezeli procedurę można obejść (i wziąć więcej wolności – inicjatywy w negocjacjach z klientem). To trochę na zasadzie wychodzenia z bezpiecznej strefy komfortu. Taką strefą komfortu jest procedura. I mężczyźni częściej – patrząc po moich kolegach (oczywiście są wyjątki) grają vabank.

Czy to kwestia wychowania, czy testosteronu?

Niemniej: grając va bank można – fakt więcej przegrać, ale też więcej ugrać.

Procedura zawsze zostawia jakąś możliwość manewru (la marge de manoeuvre). Dobrze znając procedurę można tę możliwość manewru jakoś uzasadnić.

Tylko – i tu z osobistego doświadczenia powiem Wam – tylko trzeba po prostu chcieć (chcieć i odważyć się wyjść ze strefy komfortu, wykazać się inicjatywą). 

la marge de manoeuvre – możliwość manewru

I rzeczywiście, jeżeli na podstawowym szczeblu w mojej firmie pracuje więcej kobiet, im wyżej w hierarchii, gdzie trzeba podejmować trudniejsze – odważniejsze decyzje – dużo więcej facetów.

Jako, że jestem z zasady kimś, kto nie lubi problemów, staram się znaleźć rozwiązanie, tj. rozwiązać problem, nie przysparzając sobie problemu.
Rozumiem decyzję kobiety – sprzedawcy. Zrobiłabym to samo.

Jako kobieta, nie lubię podejmować ryzyka – nie chciałoby mi się zmoczyć – se mouiller. Wybrałabym bezpieczną opcję, która rozwiązuje problem, ale nie wychodzi poza niego.

Ale dopiero – jak to mówią Francuzi – zmaczając się – można sięgać dalej – po wygraną, uznanie, awans.

peur de se mouiller  – strach, żeby się zamoczyć – dosłownie, strach przed zrobieniem, czegoś, co może wychodzi poza ustaloną procedurę i wymaga większego zaangażowani.

No i teraz skąd bierze się ten szklany sufit?

A może po prostu bierze się z nas samych.

Bo jest też druga prawda… Prawda kobiet.

Jako, że tak stałam czekając na rozwiązanie problemu i podczytywałam książki, a konkretnie jedną książkę  – wspomnienia Ségolène Royal, czyli kobiety, która przeszła do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji w 2007 (ostatecznie przegrała z Nicolasem Sarkozym).

I tutaj trafiłam na taki fragment, w którym Ségolène opowiada, jak zdecydowała się wystartować w wyborach, wbrew pragnącym tego startu dla siebie – mężczyznom.

Dla których dodatkowo to było coś nie do pomyślenia…

No jak to kobieta – prezydentem?

I tak w przededniu zamknięcia fazy zgłaszania kandydatur odwiedziła ją pewna figura Partii Socjalistycznej, szczodrze oferując bezboleśne wycofanie się z wyścigu o fotel prezydencki i przerzucenie ciężar reprezentowania Partii  właśnie na niego.

Tak,  ta figura była mężczyzną.

Figura wszystko przewidziała w najdrobniejszych szczegółach, miała nawet przygotowane odpowiednie dokumenty do podpisania.

Tu gorzka refleksja Ségolène: że kobiecie jednak mniej się wybaczy. A już na pewno – trudniej wybaczyć odważną decyzję, czy wychodzenie przed szereg…. mężczyzn.

Ten wyczuwalny wyrzut, między liniami, że kobiecie nie wybaczy się najmniejszego potknięcia, im wyżej stara się wspiąć.

Podczas, gdy mężczyźnie wiele się wybaczy, kładąc to na karb tego, że czasami trzeba grać odważnie, by wygrać.

Jak to się ma do sprawy niedziałającej zabawki?

Pierwsza reakcja pani – sprzedawcy z działu zabawkami, spontanicznie zwrócona do swojego kolegi:

Ty chcesz stracić pracę?

Bo przekazując tablet o wyższej wartości niż ta, którą ujściliśmy, pracownik podejmował ryzyko,  które mogło przysporzyć mu przykrości zawodowo.

Niemniej – dla firmy – to:

  • Wierny klient i zainkasowne i pozostające w kasie firmy 100 euro (tak, tyle kosztują te diabelskie tablety).
  • Rozwiązany, może niezbyt konwencjonalnie – problem.
  • Sprzedana zabawka, zadowolone dziecko,
  • a nie zalegający na regałach model tabletu,
  • który jeszcze pewnie mama blogerka opisze.

Ale jest też bezpośredni rachunek ekonomiczny, klient wychodzi z produktem droższym niż ten, za który zapłacił. Czyli jest namacalny i doraźny brak w kasie….

Co lepsze?

Czy istnieje jednoznaczna odpowiedź?

Z mojej perspektywy klienta, która oczywiście jest subiektywna:

kiedy ktoś proponuje nieoczekiwaną opcję wymiany niedziałającej zabawki na lepszą i to bez dopłaty, klient jest w niebo wzięty.

Pewnych gestów się nie zapomina. Nawet jeżeli z pozoru sporo kosztują.

Ale w momencie, kiedy sytuacja z rozwiązanej, ponownie wraca do punktu wyjścia. Ale to już nie jest ten sam punkt wyjścia i to samo rozwiązanie, satysfakcjonujące dla obu stron na poczatku, czyli zwrot wydanej równowartości.

Wtedy pozostaje niesmak i chęć wydania tych samych pieniędzy gdzie indziej. Bo przecież nie zostawimy dziecka bez gwiadkowego prezentu.

No ale czyja wina? W sumie niczyja.

Bo jest procedura i jest możliwość manewru.

Bo jedni chcą podjąć ryzyko, by więcej ugrać. A innych zadowoli bezpieczne status quo.

Teraz dlaczego w tej pierwszej grupie znajdziemy więcej mężczyzn, a w drugiej więcej kobiet…

Testosteron, stare przyzwyczajenia, szklany sufit, po prostu odwieczny problem.

Pozdrawiam serdecznie

Beata


Jeżeli uważasz, że tworzone przeze mnie materiały są pomocne, proszę podaj dalej.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.