Francja-elegancja, czyli gorzka prawda o francuskich politykach

Francuska pani minister mieszkalnictwa Cécile Duflot (z partii Zielonych), skądinąd całkiem niebrzydka trzydziestokilkuletnia kobietka  odpowiada na zapytania parlamentarzystow. Tym razem jest ubrana w letnią kobiecą sukienkę w motywy kwiatowe. Tak dla odmiany, wyjątkowo porzuciła dyżurne dżinsy. Taka zmiana kreacji zostaje przyjęta niecenzurowalnymi pokrzykiwaniami posłów z opozycyjnej prawicowej partii UMP. Konsternacja. Jeden z szacownych deputatów (skadinad w całkiem poważnym  wieku) z nieukrywaną beztroską oświadcza, ze taki wyraz uznania dla kobiecosci nie jest znowu taki naganny. Odrobinka pobłazliwości się należy. A w polityce trzeba mieć grubą skórę. W podtekscie: jak się baby do polityki pchają, to niech się z takim traktowaniem  liczą. A jak nie chcą, to niech się nie pchaja. Proste. No i czego się  tu czepiac. „Chlopy do koryta, a baby do garow.” Taki to parytet we Francji. A gdzie indziej tez nie lepiej.
 A oto kreacja pani minister, wokol ktorej narobil się ten caly raban.  Az strach pomyslec, co by sie działo w szacownym parlamencie, gdyby pani minister ulegla innej tendencji biezacego sezonu np seksownym rozcieciom.

Ciepły golfik na zimę, czyli jak przezwyciężyć kryzys.

Dobrze jest miec taki ciepły golfik w swojej garderobie. Szczegolnie będzie on na czasie tej zimy. Choc wszystko zaczelo się tak: Był sobie pewien bardzo ambitny polityk, który wymarzył sobie, że zostanie prezydentem. Ale był z niego straszny choleryk. To niestety nie pasuje do powagi urzędu prezydenckiego. Ten polityk nazywał się Nicolas Sarkozy i w czasie, w którym zaczęła się nasza historia był ministrem spraw wewnetrznych Francji. Działo się to w roku 2007. Pan minister wymyslił więc sobie, że dla ocieplenia własnego wizerunku w czasie trwania kampanii będzie nosił golfik. Wykupił sobie cały zapas golfikow, tak ze w całym Paryzu juz ani jednego nie znajdziesz. Chinczycy nie nadazyli produkowac. Ale kamuflarzyk panu ministrowi się udał i został prezydentem. Tylko ze wkrótce naród francuski jakąs dziwną alergię na niego dostał. Do tego stopnia, że niektorzy wysypki na jego widok zaczęli dostawac. Pan prezydent był już tylko ulubiencem humorystów. Co usta otworzył to zlotą maksymą sypnąl. Jednemu panu prezydentowi Wałesie w tym ustępował. A tu gosc nie zechciał mu podac ręki, to pan prezydent  się wnerwił. Rękami i nogami się zaparł biedaczyna, by gosciowi nie rąbnąc. Kamer wszędzie pełno, a on Lexomilu pod reka nie ma (taki franccuski odpowiednik naszej neospasminki). Tylko ust już nie było czym zakneblowac i wymskneło mu się krotkie: „Spierdalaj głupku”. Przepraszam za wulgaryzmy, ale cytuję samego prezydenta Francji (2007-2012) w trakcie odbywania mandatu. W wersji orginalnej brzmiało to : Casse-toi, pauvre con”. A tu pięc lat szybko zleciało. Rok 2012 nowe wybory. Pan prezydent, skądinad wytrawny polityczny wyjadacz   zrozumiał, ze golfik drugi raz nie przejdzie. W koncu zrobic dwa razy ten sam lud w balona trudna sztuka. Udaje się tylko nielicznym. Więc nasz bohater zaczął się kreowac na swiatowca. Zaraz tez producentom garniturow zaczeło się wiesc lepiej.  Tylko  zapomniał Chinczykow uprzedzic, ze tym razem golfikow nie kupi. Chinczycy bardzo przebiegly narod. I dobry interes zwachali. Zainaugurowali nowiusienką fabrykę golfikow. Masową produkcję uruchomili. A tu klient tak ich do wiatru wystawił. Siedzą teraz na zapasie golfikow. Az ich wzrost gospodarczy dostał po czterech literach.
Tymczasem pan prezydent przyjęcia koktajlowe urządza na 17, na 27, na G8, na G20 nakryc. No, a zeby  w koncu solidnie popracowac: kolacje w cztery oczy ze swoją starą kumpelką Angelą Merkel. A Angela fajna babka. W potrzebie wesprze.  I to z  typowo niemiecką slepą konsekwencją. I wszystkich przerobili: Hollanda na salony nie wolno wpuszczac. Bo  zadzumiony. Tylko nasz Bronek (Komorowski) błysnąl długowzrocznoscią. Widac, ze ma chłop łep na karku. Przyszłego prezydenta Francji (F Hollanda) na herbatkę do Belwederu zaprosił. Pogadali sobie panowie, popili herbatkę i Francois Hollande do siebie pojechał. A jak to potem naszego Bronka chwalił. Ze to jedyny prezydent, ktorego chciał spotkac. No i jeszcze, ze takiego Camrona Davida to on ma głęboko w … powazaniu, bo to premier. A on na prezydenta startuje. Ale o Angeli złego slowa nie powiedzial. Wiadomo dzentelmen. I to on Hollande wybory wygrał. W Polsce zaraz by się podniosło larum, ze to zemsta Chinczykow (ze o te golfiki im poszło).  Bo u nas to zawsze wszystko teorią spiskową się tłumaczy.
Ale czemu by się nie skusic na taki golfik na zimę. Nie ma nic lepszego jak tłusciusienki rosołek, cieplusienki golfik i przeprosiny z miodzikiem, cytrynką i czosnkiem. Tak wyposazonym zadna zima nie będzie nam  straszna. A jeszcze jak pomozemy Chinczykom  te zalegające golfiki opylic to znowu z kopyta ruszą, a swiat z nimi.
photo le monde, Vogue
Kilka golfikowych propozycji jesien zima 2012/2013 Blumarine

Jak politycy robią nas w balona? Czyli pół żartem o francuskiej polityce

A no robią nas w balona fachowo. Naukowo nazywa się to komunikacja polityczna. A w tej wszelkie chwyty są dozwolone. Najstarszy klasyk to jak delikwent stara się nas przekonac, ze zyje jak szary normalny czlowiek: wlasnoręcznie wyprowadza psa (o gorylach incognito nie wspomni, ale goryli juz wlasnoręcznie nie wyprowadza, bez przesady), wie (co do grosza) ile kosztuje butelka mleka, kostka masla czy bohenek chleba. Gorzej jak  sciągawka gdzies się zapodzieje, a wtedy mleko pokielbasi się ze slonymi paluszkami. Bo te moze i kiedys samodzielnie zdarzylo się kupic. I wyjdzie owsianka.  A i tak jak jakis zawzięty dziennikach dobrze przycisnie, to sciagawka czy nie i tak  zagnie. Jedyna Margarette Thatcher byla nie do zagięcia w te klocki. Ale to kobika (więc się nie liczy). No i  zainteresowany polityk i jego specjalisci od komunikacji lamią sobie glowę: jak byc normalnym, jak się nie jest normalnym. Prawdziwie szekspirowski dylemat.
Foto. normalny prezydent Hollande
Np pan prezydent Hollande wbil sobie do glowy, ze będzie podrozowal jak normalny szary czlowiek pociągiem. Pierwszą klasą (bez przesady, to i tak spartanskie warunki … dla polityka). Bo tak będzie taniej, ekonomiczniej i prosciej. A tu guzik prawda. Bo jak normalny czlowiek przychodzi na dworzec i zdarzy mu się spotkac znajomego to przywita się, pogawędzi, a nawet i fotkę sobie strzeli (na pamiątkę). I pan prezydent tez tak zechcial. A ze u pana prezydenta na dworcu sami znajomi, no bo wszyscy glosowali za a nawet przeciw. Tzn polowa z ogonkiem za, a druga polowa bez wspomnianego ogonka przeciw (dokladnie 52%:48%). Kazdy chce miec fotkę z panem prezydentem. Na Facebooku na profilu wywiesic, tak by status spoleczny w gorę poszybowal, bo takiego kopa w cztery litery dostal. A jeszcze co zlosliwszy szefowi mailem wysle, zeby zzielenial z zazdrosci, albo zeby o podwyzce pomyslal (co pragmatyczniejszy). I tak pociag ma juz 5 godzin spoznienia. Szczęsliwie nikt o zdrowych zmyslach tym samym pociągiem, co pan prezydent wiezc się nie chce. Bo o wlasne cztery litery się boi. I logicznie. Ale są tacy co logicznie nie myslą. Wszyscy frustraci, wariaci i szalency inaczej kombinują. A taki pociąg dla nich to frajda.  Dlatego goryli trzeba zmobilizowac na okazję …  caly garnizon. A ci w czarnych garniturach, czarnych okularach, z walki-toki stoją, galy wybaluszają. Jednym slowem nic nie robią. Przepraszam pogaduszki sobie urządzają … kodowane. Np Kubus Puchatek (przyjmijmy np taki pseudonim dla pana prezydenta) strzela sobie fotkę z Obwarzankiem. Ale to nie, ze Grycanki tam byly. Tylko zeby obrazowo lopatologicznie wyjasnic … na przykladzie. Bo lopatologicznie tzn lopatą do glowy najlepiej wchodzi. A tu pan prezydent (Hollande) na racjonalizatorski pomysl wpadl. Zeby sciskanie tlumem opatentowac, bo taka kompresja idealna na odchudzanie. (A przepraszam o to juz  dba osobiscie pierwsza girlfriend czyli Waleria Trierveiler).  Nie ten racjonalizatorski pomysl to, ze skoro juz te goryle są i do tego bezczynnie stoją, to niech chociaz do czegos się przydadzą i fotki robią. Golym okiem widac, ze pan Hollande nie na piękne oczy zostal prezydentem. Tak się dzialo podczas beztrosko improwizowanej wyprawy do Brukseli. Z zaskoczenia wziąl wszystkich frustratow, wariatow i szalencow. Calej policji nie trzeba bylo na nogi stawiac. Gorzej, jak panu prezydentowi zechce się,  jak zwyklemu szaraczkowi podroz zaplanowac z wyprzedzeniem. Wtedy wszyscy wariaci, szalency i frustraci tez  z wyprzedzeniem będą mogli cos wykombinowac. Na calej trasie pociagu trzeba będzie policję zmobilizowac (kazdą zywą duszę, nawet tą na urlopie). Mosty, dworce zabezpieczyc. Bo nigdy nie wiadomo, co gdzie jaki wariat wykombinuje. A to caly kraj pewniakiem sparalizuje. Ale taka jest cena gdy się chce za wszelką cenę odciąc się od poprzednika. A ten rządowymi samolotami latal. Taka gruba kreska z lustracją. Tyle, ze rządowy samolot i tak trzeba będzie wyslac. I to pustakiem. Taka procedura. Samolot musi byc w pogotowiu.  Byle tylko pilota  nie zapomniec do niego wsadzic. Ale procedura jest przewidująca. Bo jak się nie daj Bog, cos panu prezydentowi w pociągu przydarzy. Bo jakis wariat, frustrat lub szaleniec cos wykombinowal, a goryle nie wypatrzyli. To samolotem szybko się pana prezydenta ewakuuje. No i proszę czy jest taniej? A jeszcze trzeba doliczyc goscia co bilety skasuje. Bo glupio by bylo, by pan prezydent na gapę jechal.
W Ameryce szczęsliwie specjalisci od komunikacji wyjasnili panu prezydentowi Obamie, ze tylko dziecko ponizej 4 lat uwierzy, ze pociągiem jest prosciej, taniej i ekologiczniej. A te nie glosują. Problem więc z glowy. Pan prezydent z czystym sumieniem lata samolotami. A specjalisci od komunikacji kombinują jak taki samolot w narzędzie komunikacji przerobic. No i proszę, zauwazcie  jak pan prezyden Obama wsiada do samolotu. Po schodkach tak pędzi, ze na szczycie pewniakiem biedaczyna ma zadyszkę. Ale, ze profesjonalista trzyma fason. A tu kolka az skręca. Wdech, wydech, usmiech, pomachac ręką. Zeby bylo fotogenicznie. I bylo tak pędzic? A no bylo. Niech ludziska pomyslą, ze pan prezydent wszedzie biegiem, a tu nic nie udalo sie zalatwic, bo czasu zabraklo. Trzeba dac mandat na kolejną kadencję.
Ale sposob zycia to nie wszystko. Wygląd tez się liczy. Czy wiecie, ze w ostatnim stuleciu prezydentem USA zawsze zostawal ten kandydat, ktory drugiego przerosl wzrostem. Szczęsliwie my w Europie wiemy, ze co wielkie jak brzoza, to glupie jak koza. (Przepraszam, jak kogos dotknęlo).  I o takiej dyskryminacji nie moze byc mowy. A jeszcze co male to piękne. A jak w nogi nie poszlo, to poszlo w gębę, a tę rozciagnęlo od ucha do ucha. Przyklady (bo lopatologicznie lepiej wchodzi): rodzime Kaczory, i by bylo egzotycznie przywodca Iranu Mahmut Ahmadinedzad. Bo gęba to podstawa. Jak się chlop (gębą) odciąl, to nie wiadomo: smiac się czy plakac. Zacytujmy lopatologicznie:” wymazac Izrael z mapy swiata”. Gumką czy bombką … jądrową. Mialo byc pol zartem, czy pol serio. Ciarki po plechach przechodza. Do tej kategorii (niskich z temperamentem) dalo by się wciągnąc Nicolasa Sarkozego. Ale ten nie chce. Zonę top modelkę sobie zafundowal (Carlę Bruni), po tym jak poprzednia rogi mu przyprawila. Zresztą z wlasnym doradcą od komunikacji. Tak się dal wyrolowac. I nawet ludu wyrolowac mu się nie udalo, bo drugi raz go nie wybrali. Biedaczyna (szczerze wspolczujemy). Aj tak się nie robi, Cecylia (poprzednia malzonka) nawet glosowac na niego nie poszla. Toc nawet Ludmila Putinowa razem z męzem idzie glos wrzucic. Choc ten juz dawno (nieoficjalnie) wymienil ją na mlodszy model. Wiadomo, bycie czlowiekiem sukcesu zobowiazuje. A  Sarko, to nic, ze w kapciach o glowę nizszy od nowej malzonki. Bo on w kapciach nigdy nie chadza. Nie darmo u homo sapiens jest glowa, a nie kapusta. Pan prezydent (byly) buty na specjalnie wbudowanych koturnach nosi. A to cenne centymetry dorzuca. Takie to robienie lud w balona. Ale specjalisci od komunikacji jeszcze bardziej się zawzięli. Jak pan prezydent podczas kampani (a dobry polityk to zawsze jest w kampani) jakąs fabrykę odwiedzal. Takie standardowe obiecanki cacanki. To do zdjęcia grupowego (z panen prezydentem) specjalnie wybierano pracownikow niskich wzrostem. Zeby iluzję stworzyc, ze pan prezydent to nie zadne 1,60m w kapeluszu. Ale robotnicy to nie gęsi. Komunisci osobiscie na czterech literach się przekonali. I się roznioslo. Miala byc komunikacyjna machinacja. Narobila  komunikacyjna wpadka.  A jak szukaliscie rzetelnej analizy politycznej, to bylo się nie szwędac po blogach blondynek.
Zapraszam na

Cała prawda o najnormalniejszym prezydencie

Pan prezyden Hollade za wszelka cene chce byc normalny. W odroznieniu od poprzednika Nicolasa Sarkozego, ktory byl bling bling (o tym w kolejnym poscie). Zreszta niejeden polityk  stara się  przekonac wyborcow, ze zyje jak szary normalny czlowiek: wlasnoręcznie wyprowadza psa (o gorylach incognito nie wspomni, ale goryli juz wlasnoręcznie nie wyprowadza, bez przesady), wie (co do grosza) ile kosztuje butelka mleka, kostka masla czy bohenek chleba. Gorzej jak  sciągawka gdzies się zapodzieje, a wtedy mleko pokielbasi się ze slonymi paluszkami. Bo te moze i kiedys samodzielnie zdarzylo się kupic. I wyjdzie owsianka.  A i tak jak jakis zawzięty dziennikach dobrze przycisnie, to sciagawka czy nie i tak  zagnie. Jedyna Margarette Thatcher byla nie do zagięcia w te klocki. Ale to kobika (więc jest to oczywiste). No i  zainteresowany polityk i jego specjalisci od komunikacji lamią sobie glowę: jak byc normalnym, jak się nie jest normalnym. Prawdziwie szekspirowski dylemat.

Foto. normalny prezydent Hollande
Np pan prezydent Hollande wbil sobie do glowy, ze będzie podrozowal jak normalny szary czlowiek pociągiem. Pierwszą klasą (bez przesady, to i tak spartanskie warunki … dla polityka). Bo tak będzie taniej, ekonomiczniej i prosciej. A tu guzik prawda. Bo jak normalny czlowiek przychodzi na dworzec i zdarzy mu się spotkac znajomego to przywita się, pogawędzi, a nawet i fotkę sobie strzeli (na pamiątkę). I pan prezydent tez tak zechcial. A ze u pana prezydenta na dworcu sami znajomi, no bo wszyscy glosowali za a nawet przeciw. Tzn polowa z ogonkiem za, a druga polowa bez wspomnianego ogonka przeciw (dokladnie 52%:48%). Kazdy chce miec fotkę z panem prezydentem. Na Facebooku na profilu wywiesic, tak by status spoleczny w gorę poszybowal, bo takiego kopa w cztery litery dostal. A jeszcze co zlosliwszy szefowi mailem wysle, zeby zzielenial z zazdrosci, albo zeby o podwyzce pomyslal (co pragmatyczniejszy). I tak pociag ma juz 5 godzin spoznienia. Szczęsliwie nikt o zdrowych zmyslach tym samym pociągiem, co pan prezydent wiezc się nie chce. Bo o wlasne cztery litery się boi. I logicznie. Ale są tacy co logicznie nie myslą. Wszyscy frustraci, wariaci i szalency inaczej kombinują. A taki pociąg dla nich to frajda.  Dlatego goryli trzeba zmobilizowac na okazję …  caly garnizon. A ci w czarnych garniturach, czarnych okularach, z walki-toki stoją, galy wybaluszają. Jednym slowem nic nie robią. Przepraszam pogaduszki sobie urządzają … kodowane. A tu pan prezydent (Hollande) na racjonalizatorski pomysl wpadl. Zeby sciskanie tlumem opatentowac, bo taka kompresja idealna na odchudzanie. (A przepraszam o to juz  dba osobiscie pierwsza girlfriend czyli Waleria Trierveiler).  Nie ten racjonalizatorski pomysl to, ze skoro juz te goryle są i do tego bezczynnie stoją, to niech chociaz do czegos się przydadzą i fotki robią. Golym okiem widac, ze pan Hollande nie na piękne oczy zostal prezydentem. Tak się dzialo podczas beztrosko improwizowanej wyprawy do Brukseli. Z zaskoczenia wziąl wszystkich frustratow, wariatow i szalencow. Calej policji nie trzeba bylo na nogi stawiac. Gorzej, jak panu prezydentowi zechce się,  jak zwyklemu szaraczkowi podroz zaplanowac z wyprzedzeniem. Wtedy wszyscy wariaci, szalency i frustraci tez  z wyprzedzeniem będą mogli cos wykombinowac. Na calej trasie pociagu trzeba będzie policję zmobilizowac (kazdą zywą duszę, nawet tą na urlopie). Mosty, dworce zabezpieczyc. Bo nigdy nie wiadomo, co gdzie jaki wariat wykombinuje. A to caly kraj pewniakiem sparalizuje. Ale taka jest cena gdy się chce za wszelką cenę odciąc się od poprzednika. A ten rządowymi samolotami latal. Taka gruba kreska z lustracją. Tyle, ze rządowy samolot i tak trzeba będzie wyslac. I to pustakiem. Taka procedura. Samolot musi byc w pogotowiu.  Byle tylko pilota  nie zapomniec do niego wsadzic. Ale procedura jest przewidująca. Bo jak się nie daj Bog, cos panu prezydentowi w pociągu przydarzy. Bo jakis wariat, frustrat lub szaleniec cos wykombinowal, a goryle nie wypatrzyli. To samolotem szybko się pana prezydenta ewakuuje. No i proszę czy jest taniej? A jeszcze trzeba doliczyc goscia co bilety skasuje. Bo glupio by bylo, by pan prezydent na gapę jechal.
No i tak byl pan prezydent radosnie normalny w sondazach w dol polecial, a bezrobocie w gore. Juz 3 miliony bezrobotnych we Francji. Moze juz czas pomyslec o innej strategi???????????????????????

Francuskie wybory parlamentarne, czyli dlaczego milczenie jest złotem

Prasa francuska pasjonuje sie wyborami do parlamentu, ktore przebiegaja w dwoch turach: 10 i 17 czerwca 2012r. Wybory te obfituja w rozliczne perypetie i zawirowania. Co wiecej coraz bardziej przypominaja tasiemcowy serial telewizyjny, dla ktorego scenariusz napisalo samo zycie. Oczywiscie nie moglo tu zabraknac watku milosnego rodem z podrzednej opery mydlanej.
Epizod pierwszy: zabojczy twitter Valérie Trierweiler, czyli milczenie jest zlotem.

La Voix du Nord, Francois Hollande i Valérie Trierweiler
Czyli o  rywalizacji dwoch kobiet Ségolène Royal i Valérie Trierweiler, bylej i obecnej towarzyszki zycia nowowybranego prezydenta Francji  Francois Hollande.

Ségolène Royal (L’express)
Mowi sie, ze w sukcesie mezczyzny duzy udzial ma kobieta stajaca w jego cieniu. Towarzyszka zycia Francois Hollande od kilku lat jest Valérie Trierweiler. To wlasnie z ta elegancka dziennikarka polityczna u boku, ruszyl na podboj najwyzszej godnosci.  Choc wczesniej przez ponad dwie dekady dzielil swoje zycie rodzinne i kariere polityczna z Ségolène Royal. Para poznala sie w prestizowej szkole francuskiej administracji publicznej ENA. Polaczyly ich wspolne poglady lewicowe. Razem zaangazowali sie w dzialalnosc polityczna. Razem wychowywali czworo dzieci.
Ale w pewnym momencie miedzy ta dwojka pojawila sie rywalizacja polityczna, ktora nie oszczedzila ich zwiazku. On i ona zaczeli marzyc o najwyzszym urzedzie w panstwie.
On zostaje szefem Partii Socjalistycznej (PS). Ale to ona jako faworytka sondazy otrzymuje nominacje PS na kandydowanie w wyborach prezydenckich w 2007r.  Oficjalnie obydwoje wciaz sa razem. Ale tajemnica poliszynela jest fakt, ze para tylko razem pozuje do zdjec.
Wymowne sa tutaj slowa rzecznika kampani prezydenckiej Ségolène Royal z roku 2007 Arnaud Montebourg, ktory zapytany co jest najwieksza wada jego kandydatki, niezrecznie odpowiada, ze to wlasnie jej towarzysz zycia: Francois Hollande. Niezrecznosc,przeciek, rywalizacja polityczna miedzy obu panami, czy po prostu  chec zakonczenia z hipokryzja.
Zreszta chyba niewielu jest mezczyzn, ktorzy potrafili by odnalezc sie w roli pierwszego malzonka (odpowiednik pierwszej damy), w cieniu malzonki. I to rowniez w gloszacych rownouprawnienie krajach rozwinietego zachodu.
Ségolène prezydentem nie zostaje. Przegrywa z Nicolasem Sarkozym, gdyz ten potrafi znalezc slowa, ktore najlepiej trafiaja do zwyklego wyborcy. I wkrotce po wyborach 2007 para Ségolène Royal i Francois Hollande oficjalnie sie rozpada.
Francois Hollande, z nowa, mlodsza towarzyszka u boku krok po kroku przygotowuje sie do boju o fotel prezydencki. Chudnie, starannie dopracowuje swoj prezydencki image. Po obyczajowym skandalu z DSK (Dominique Strauss Kahn) w roli glownej w maju 2011, staje sie faworytem sondazy. I w koncu 6 maja 2012 roku wygrywa wybory prezydenckie.
Cicha rywalizacja miedzy obiema paniami Ségolène Royal i Valérie Trierweiler rozgrywa sie w cieniu konsekracji nowego prezydenta.
Ségolène Royal rowniez w roku 2012 starala sie o nominacje swojej formacji politycznej PS w wyborach prezydenckich. Ale kiedy jej kandydatura nie uzyskuje odpowiedniego poparcia czlonkow PS, popiera bylego meza. Ale w polityce wszystko ma swoja cene.
Zaczynaja krazyc, coraz bardziej uwiarygodniajace sie pogloski,  ze Ségolène Royal po bardzo prawdopodobnym zwyciestwie lewicy w wyborach parlamentarnych obejmie prestizowy urzad marszalka sejmu. Jest to trzecie pod wzgledem waznosci stanowisko w panstwie (po prezydencie i marszalku senatu). Jedynym warunkiem jest to, ze musi zostac wybrana przez wyborcow do parlamentu. I tu zaczynaja sie schody.
Co prawda Ségolène Royal zostaje kandydatka narzucona przez partyjna gore w 1 okregu wyborczym Charente-Maritime w La Rochelle. Po pierwszej turze obejmuje prowadzenie z 32% glosow. Ale jej przeciwnikiem o ostateczne zwyciestwo bedzie lokalny dzialacz partii socjalistycznej Olivier Falorni, ktory w pierwszej turze uzyskal 28,91% glosow. Wedlug niepisanej umowy miedzy PS i jej sojusznikami z lewej strony sceny politycznej, kandydat gorzej sklasyfikowany po pierwszej turze powinien sie wycofac z wyscigu. Wedlug tej zasady Olivier Falorni powinien byl zrezygnowac z uczestnictwa drugiej tury, a glosy jego wyborcow przejsc na Ségolène Royal. Ale pan Falorni mimo prosb, grozb i upomnien aparatu partyjego nie zamierza wycofac swojej kandydatury. W drugiej turze wyborow w tym okregu odbedzie sie bratobojczy pojedynek dwoch przedstawicieli jednej formacji politycznej. Co wiecej prawica cieszac sie z takiego obrotu wypadkow, ktore wskazywaly by na rozlam w samej PS, nawoluje do poparcia dysydenckiego kandydata PS. Tak wiec Ségolène Royal przed niedzielnymi wyborami znajduje sie w bardzo delikatnym i niepewnym polozeniu.
A w malej La Rochelle kazdy glos jest na wage zlota. Kandydatka Royal, ktora w wyborach prezydenckich 2007 zdobyla poparcie prawie polowy francuskiego spoleczenstwa, teraz jest zmuszona chodzic od drzwi do drzwi i prosic o kazdy glos. Cala partia socjalistyczna staje murem za swoja oficjalna kandydatka. Prasa okreslila to zjawisko nawiazujac do tytulu slynnego filmu: Trzeba uratowac zolnierza Royal. Czolowe postacie lewicy osobiscie angazuja sie w kampanie pani Royal w La Rochelle. Byl tam premier Jean-Marc Ayrault. Martine Aubry, szefowa PS rowniez wybiera sie do La Rochelle, by wesprzec partyjna kolezanke w klopotliwej rywalizacji. Choc powszechnie wiadomo, ze obie panie najlepszymi przyjaciolkami nie sa. Rywalizowaly z soba o przywodztwo w partii socjalistycznej. Ségolène Royal uzyskuje poparcie prezydenta (swojego ex) i publikuje informacje o nim we wtorek 12 czerwca okolo godziny 12. I gdziej pol godziny pozniej jak piorun pojawia sie wiadomosc, ze pani Valérie Trierweiler (obecna towarzyszka Francois Hollande) wysyla zabojczego twittera, w ktorym popiera Oliviera Falorni -rywala swojej poprzedniczki. Malostkowosc, niezrecznosc czy po prostu glupota. Totalna konsternacja. To z pewnoscia nie przysporzy sympatii nowej pierwszej damie (pani Valérie Trierweiler).
Wiadomo, ze obie panie za soba nie przepadaja, co zreszta wydaje sie naturalne. Taka cicha rywalizacja i zazdrosc zdarzaja sie czesto. Tylko, ze Ci, ktorzy trafiaja na swiecznik znajduja sie pod ciagla obserwacja i wymaga sie od nich wiecej.
Pamietam jak dlugo i natarczywie telewizyjna kamera zatrzymala sie na twarzy Ségolène Royal podczas transmisji wieczoru powyborczego. Moze z nadzieja uchwycenia delikatnego grymasu, sladu rozczarowania. Moze z nadzieja odnotowania w jej oczach mysli w stylu: Dlaczego nie ja? Ale Ségolène Royal trzymala fason i nie mrugnela powieka.
Obie panie musza odnalezc sie w tej trudnej sytuacji. Kazda broni swojego terytorium.
Po wyborach sama  Valérie Trierweiler tak okreslila ich role: ona jest kobieta polityka, a Ségolène kobieta politykiem. I tak powinno pozostac. Ale pani  Valérie Trierweiler chce wiecej; nie chce byc dodatkiem, ozdoba dla meza stanu. Chce miec swoje zdanie, choc kazdy podejrzewa ja o to, ze to wlasnie zazdrosc i zwykla babska rywalizacja popychaja ja do tego.
To stawia jej mezczyzne w niezrecznym polozeniu. Jezeli nie zareaguje, wszyscy pomysla, ze jest slaby, a szef panstwa do tego nie ma prawa. A jezeli zareaguje to jak???
To pytanie jest na wszystkich ustach. Ci co jeszcze wierza w bajki chetnie widzieliby, ze Francois Hollande odsuwa ta trzecia i wraca do swojej pierwotnej wybranki (dla ktorej jest mezczyzna jej zycia). ALe tak koncza sie tylko bajki. W realnym zyciu zapewne doglebnie nie zmieni sie nic. Pozostanie tylko niesmak. No i moze bedzie to dobra lekcja, o tym ,ze czasami rzeczywiscie milczenie jest  zlotem.

Exit mobile version