Mój pierwszy raz w Paryżu.

To był początek lat 90 -tych. Byłam wtedy licealistą.

Pierwszy raz przyjechałam do Paryża. Wielkie emocje.

Miałam na to tylko jeden dzień. Jeden dzień zwiedzania na dowód, że można w jeden dzień – nie tylko oblecieć Paryż, ale i na całe lata zachować w pamięci pewne miejsca i powiązane z nimi emocje….

Bo nigdy później nie przeżywałam zwiedzania Paryża w tak magiczny sposób.

Dzisiaj mam Paryż na wyciągnięcie ręki, no i nie wzbudza we mnie już takich emocji… Bo dzisiaj to jest wedłgu zasady: métro, boulot, dodo – metro, praca, spanie…

Ale wtedy….

Podróżowało się wtedy po Europie w taki bardzo specyficzny sposób, w wersji pielgrzymkowej. Dopiero co otworzyły się granice. Wyłaziła z narodu długo tłumiona za żelazną kurtyną ciekawość świata.

Każdy chciał to zobaczyć na własne oczy… No i nastał pielgrzymkowy BOOM.

Można było tanio, tzn. w ramach pielgrzymki, przykościelnym autobusem objechać pół Europy.

W ten sposób pojechałam do francuskiego Taizé (tak na marginesie – cudowne doświadczenie). A w drodze powrotnej zahaczyłam o Paryż.

Jeden dzień w Paryżu.

A pewne miejsca zahaczone tego dnia w Paryżu, pozostawiły we mnie niezatarte wspomnienia na długie lata.

Nigdy później tego nie doświadczyłam, ani nie przeżywałam w taki szczególny sposób, tak emocjonalnie… tych miejsc. Oczarowała mnie katedra Notre – Dame, ugięły się pode mną kolana, kiedy zwiedzałam Luwr…

Nigdy już później nie doznałam tylu emocji w jeden dzień.

Dzisiaj, mieszkając tu od lat, myślę, że może już jestem nieco zblazowana tym, że mam to wszystko na wyciągnięcie ręki.

Ale wtedy, mając świadomość, że mam na to tylko jeden – może jedyny dzień w życiu…

Może nigdy więcej nie będę miała okazji przyjechać do Paryża, całą sobą chłonęłam Paryż.

Jeden dzień, dobrze, treściwie przeżyty, na dowód, że można zwiedzić Paryż w jeden jedyny dzień.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Jak znaleźć prezent dla dziecka na gwiazdkę. Bony zakupowe. cz. 1

Jak znaleźć prezent dla dziecka na gwiazdkę.

Bo to jest to wyzwanie dla rodziców – znaleźć idealny prezent gwiazdkowy dla swojej pociechy.

Owszem może i zabawkę. Ale tak inteligentną – na miarę inteligencji naszego dziecka, rozwojową i jeszcze żeby nie zakłócała świętego spokoju rodzica.

Jeszcze po latach wspominam ten ryczący motor, któremu wreszcie wyczerpały się baterie i odzyskaliśmy święty spokój. Szczęśliwie moi chłopcy byli na tyle mali, że nie pokumali, że wystarczyłoby zmienić baterie i znowu mieć radochę (tzn urwanie głowy dla rodziców).

Dzisiaj nie dali by się tak zrobić w bambuko.

Ale też dzisiaj takie zabawki i w ogóle zabawki ich nie interesują. Tylko – tablety, gry wideo… Nastolatki. W ogóle nie wiadomo, co im kupić. Tzn niby wiadomo:  coś elektronicznie połączonego ze światem zewnętrznym, żeby tak ich wciągnęło, by najlepiej w ogóle nie wychodzić z domu. Tylko to cieszy… Taki wiek….

W tym roku zaczęliśmy od prezentów dla dziewczynek.

Teraz, jak znaleźć idealny prezent na gwiazdkę dla swojego dziecka.
I to jest to wyzwanie.

Ale kiedy spada na człowieka dodatkowa motywacja w postaci bonu zakupowego …

– ten sam człowiek, tzn w tym momencie – mój mąż – bierze się za to tak wcześnie, niż kiedykolwiek dotąd.

Wszystko przez ten feralny bon zakupowy, na którym malusieńkimi literkami jest napisane to, że on zupełnie nie działa tak, jak to sobie myślisz.

Tzn. myślisz, że już trzymasz w ręku kurę, która znosi złote jajka, do momentu, w którym z całą naręczą pakunków dobijasz do kasy i tu pryska czar (twojego bonu zakupowego)..

Pani kasjerka ściąga Cię z obłoków na ziemię i dowiadujesz się, że nie doczytałaś tego, co było, jak najbardziej do doczytania. –

MARKETING i Marketingowcy –

Oni tymczasem spijają piankę samouwielbienia dla finezji utkanej przez siebie oferty marketingowej.

A pani przy kasie: ona już nie raz i niejednego ściągała z obłoków na ziemię.

Bo ona tu jest od tego, żeby pokazać, gdzie to jest napisane, że nie działa tak, jak myślisz, że to działa, że owszem obiecują, ale te obiecanki – mają małymi literami dopisany malusieńki  kruczek…

Gdy Ty już widziałeś siebie tam, gdzie tym razem nie będziesz.

I wtedy w ramach niemego protestu na marketing, który – i pewnie nie po raz pierwszy – zrobił Cię w bambuko, tak jak stoisz przy kasie, zostawiasz wszystko, co nazbierałaś po całym sklepie i odchodzisz w siną dal.

Oni takich niepokornych jak Ty dobrze znają. Oni nawet ludzi mają, od roznoszenia tego, co tacy, jak Ty, podobnie jak Ty – na znak niemego protestu zostawili przy kasie…

I to nie są ci sami ludzie, którzy obmyślają bony zakupowe.

Bo ci, co je sobie obmyślają, robią to abstrachuąc od terenu. Abstrachując od prozy życia tę poezję oferty marketingowej.

To było tak, kiedy mój mąż pojechał kupić prezenty dla dzieci z dużym wyprzedzeniem. A wyszedł ze sklepu z pustymi rękoma na znak niemego protestu.

😍😜🤪

Niewiarygodny sekret szczupłej sylwetki Brigitte Macron.

Jaka jest recepta na fenomenalną sylwetkę Brigitte Macron?

Nie zamierzam wdawać się w dywagacje polityczne, niekoniecznie poprawne politycznie na ile kobiecie dobrze robią… no wiecie – jak to mówią złośliwi – okłady z młodej męskiej piersi…

Nawet jeżeli Francuzi zadają sobie pytanie:

Czy aby pierwsza dama nie nosi się zbyt krótko, czy nie jest za szczupła, czy te jeansy nie są zbyt obcisłe, w jej wieku.

Jednym słowem czy w wieku 64 lat wypada mieć takie nogi, na takich szpileczkach, czy w takim wieku wypada mieć taką figurkę nastolatki i w ogóle wyglądać tak obłędnie.

Czy istnieje na to jakaś się prosta recepta, czy bezbolesna pigułka?

Oczywiście złośliwi twierdzą, że tak. A są nią okłady z młodej męskiej piersi.

Ale prawda jest taka, że ta babeczka narzuciła sobie żelazną dyscyplinę.

Tak, Brigitte Macron narzuciła sobie żelazną codzienną dyscyplinę, by utrzymać swoje ciało w formie (okład z młodej męskiej piersi na pewno motywuje). Ale jak ta dyscyplina popłaca.

Francuscy dziennikarze wytropili, że Brigitte Macron przez godzinę dziennie, a codziennie (a to czyni cuda) – pedałuje na domowym rowerku treningowym.

Plus wzbogaca to ćwiczeniami na rozwój mięśni, przypuszczam że pod okiem osobistego trenera, ale co do tego przecieków nie znalazłam. Gdyby taki były –  miałby reklamę cud.

Dodatkowo Brigitte Macron dyskretnie wymyka się z Pałacu Elizejskiego, dla niepoznaki w czapce, by nie rzucać się w oczy i spokojnie wyprowadzić swojego psa, szybko maszerując, żeby utrzymać ciało w formie.


I jeszcze nadzoruje, by francuski prezydent – jej małżonek nie objadał się czekoladkami, bo podobno nieodparcie go do nich ciągnie.

C’est la vie.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Jak zwiedzać – nie zwiedzać Paryż? Jak to niektórzy zwiedzają Paryż. Z przymrużeniem oka

Jak to niektórzy zwiedzają Paryż.

Pracowałam kiedyś na recepcji paryskiego hotelu, o pewnym standingu, w samym sercu Paryża i jak na taką lokalizację przystało, zdarzało nam się przyjmować szacownych „biznesmenów” z Arabii Saudyjskiej.

Ci panowie – oczywiście wyobrażacie sobie, jaki oni mają stosunek do kobiet. Są dla nich jak powietrze (niezbędne, ale niezauważalne). Więc pracując na recepcji ja nawet nie miałam pojęcia o obecności tych gości w hotelu.

Przez cała moją zmianę nie dawali znaku życia, niczego nie potrzebowali… po prostu klienci idealnie…. Płacą i niczego nie wymagają.

Dopiero o zmroku…

Tak, bo oni z niecierpliwością wyczekiwali aż zakończę pracę (koło 11 wieczorem), a recepcję przejmie mój zmiennik z nocnej zmiany – facet….

Jak oni wyczekiwali jego przybycia…

Tutaj uściślę, że to było zanim nastąpiła epoka smartfonów i powszechnie dostępnego Internetu.

Kiedy tylko mój kolega z nocnej zmiany zajął swoje stanowisko pracy, szacowni biznesmeni ze słynących z poszanowania moralności krajów arabskich, zaczynali oblegać recepcję ….

Nie, generalnie praca na recepcji – nawet nocą, w hotelu położonym w pobliżu Pól Elizejskich, nie jest jakoś szczególnie stresująca.

Generalnie noc przebiega spokojnie, nawet bardzo spokojnie. Z wyjątkiem tych dni, kiedy w hotelu gościli skądinąd bardzo pobożni „biznesmeni” z Arabii Saudyjskiej.

Bo ledwie opuściłam hotel po skończonej zmianie – pojawiali się na recepcji i razem z kolegą recepcjonistą organizowali swój plan zwiedzania Paryża w wersji „Paris by night”, czyli eskapada po salonach masażu tajskiego po całym Paryżu.

I tutaj ciężar organizacji – spoczywał na moim zmienniku – obdzwonić wszystkie możliwe salony masażu tajskiego i wyczaić, w których chodzi o masaż tajski, a w których ten masaż jest przykrywką dla czegoś innego.

Dalej recepcjonista umawiał spotkania i pilotował to na odległość.

I że tak powiem kolega przez cały wieczór w taki właśnie sposób niańczył panów biznesmenów przybywających do Paryża w jednym konkretnym celu – sprawdzić naocznie i przetestować na sobie samym uroki paryskiego życia – z bardzo specyficznego punktu widzenia.

Chyba nie muszę dopowiadać o co chodziło. Ani też tego, że mój zmiennik z niecierpliwością czekał aż szacowni  panowie biznesmeni wyjadają, a jego noce i nocna zmiana staną się co nieco spokojniejsze…..

PS nocny widok na Inwalidów, czyli miejsce spoczynku Napoleona, ale nie Napoleon nie ma z tym nic wspólnego.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 
 
 

A może…. weekend w Paryżu, czyli Paryż z mojego Instagrama.

A może…. weekend w Paryżu?

Jeżeli wybieralibyście się teraz na weekend do Paryża, czego możecie się tutaj spodziewać?

Bo w Paryżu nastała wiosna. A wraz z nią i zbliżającymi się wyborami prezydenckimi we Francuzach przebudziła się gorączka polityczna. Dyskusje, debaty telewizyjne… Każdy z kandydatów chce udowodnić, że jest kandydatem spoza systemu. To jest dokładnie to określenie: anti-système, candidat anti-système.

A tymczasem każdy, jak kolejno popadnie (z wyjątkiem małych kandydatów) korzysta z systemu niczym z dojnej krowy. Diety poselskie, subwencje, finansowanie własnej żony z pieniędzy publicznych… Tzw Penelope Gate, czyli afera dotyczące emploi fictif – fikcyjnego zatrudnienia i w związku z nim pobierania już rzecyczywistej pensji przez żonę jednego z kandydatów tj. François Fillon.

Po prostu POLITYKA. Ale żeby się od niej oderwać. By zapomnieć o tych wiecznych niesnaskach, przekomarzaniach, wzajemnym podciananiu sobie nóg, podkładaniu świń, wbijaniu noża w plecy… Jak to fajnie ujął pewien eseista. Wynotowałam to sobie już dość dawno temu, ale zapomniałam odnotować z jakiego źródła:

Les canditats à la présidence de la République. Pour l’être il faut avoir assassiné ses amis, avant de tuer ses adversaires.

Żeby w ogóle zostać kandydatem w wyborach prezydenckich: Musisz zasztyletować/zabić swoich przyjaciół, zanim wykończysz swoich wrogów.

Francuskie słówka:

Dwa czasowniki oznaczające zabić: assassiner i tuer.

Po prostu polityka. Ale nie chcę o niej pisać. Mam wrażenie, że Francuzi mają podobny do nas temperament polityczny. W ostatecznym rozrachunku, kiedy przychodzi czas wrzucenia swojego głosu do urny wyborczej – bulletin de vote, podobnie jak my: zamiast głosować za, głosują przeciw. Czyli zamiast wybrać swojego kandydata, głosują przeciwko temu, którego absolutnie nie chcą mieć.

Tak np wybrali sobie Franois Hollande. Bo nie chcieli mieć więcej Sarkozego. Dlatego Francuzi nigdy nie są zadowoleni z tego, co mają. Tj tzw le vote contestataire. Widzicie w tym pewną zbieżność z tym, co mamy w kraju?

Dlatego, żeby nie psuć sobie krwi polityką, mam dla Was kilka paryskich smaczków. Kilka widoczków z Paryża, kilka (mam nadzieję) wprawiających Was w rozmarzenie przejawów paryskiego lajfstajlu.

Serdecznie zapraszam, również na mojego Instagrama.

Paryski kataryniarz.

Bo w Paryżu są takie miejsca, gdzie jeszcze można spotkać prawdziwego kataryniarza. Tak, ten bardzo stary  zawód jeszcze nie zaginął. Np moje miasteczko tradycyjnie co roku gości kataryniarza z okazji jarmarku świątecznego. A tego kataryniarza wypatrzył​am przed jednym z bocznych wejść do Ogrodu Luksemburskiego.

Paryscy bukiniści.

Paryscy bukiniści, przypuszczam, że nie jest to praca, która przynosi kokosy… Z drugiej  strony pewnie daje swego rodzaju wolność. Człowiek może cały dzień jeżeli nie zamknąć się z książką, bo przecież bukiniści cały dzień siedzą na świeżym powietrzu. Ale człowiek może cały dzień posiedzieć sobie z książką w ręku. Przez co tym bardziej staje się skuteczną wizytówką, czy reklamą swojej marki.

Rower jest chyba jednym z najsympatyczniejszych środków transportu w Paryżu.

Kuchnia francuska i pyry.

To jest właśnie ten pan aptekarz Parmentier, dzięki któremu Francuzi zaczęli wcinać pyry. Nie we własnej osobie, tylko na upamiętniającym pomniku w podparyskim Neuilly sur Seine. Jak tego dokonał? Bo Francuzi mieli długie zęby na pyry. Uważali je za jadło, co najwyżej nadające się do karmienia świń.

Pan Parmentier zaczął uprawiać pyry na skrzętnie chronionej plantacji właśnie w Neuilly sur Seine. Ale jedynym jego celem było wzbudzenie zainteresowania we Francuzach i uczynienie z pyry kuszącego obiektu pożądania. Co mu się udało. Fortelem…. Przeczytacie o tym we wpisie: Zręczny marketing w akcji, czyli jak przekonać Francuzów do pyrów.

Au nom de la rose. W imię róży. Sieć kwiaciarni specjalizująca się różach.

Nie mogę oprzeć się pokusie fotografowania wiosny, choćby​ w takich banalnych miejscach, na tle banalnego miejskiego pejzażu.  Wiosna rozkwita i raduje serca. A ja pozdrawiam Was serdecznie.

Beata

Zaproszenie do grupy: Uczę się francuskiego i Paryż z mojego Instagrama.

Nauka francuskiego.

W tym tygodniu tradycyjnie przegląd migawek z mojego Instagrama plus zaproszenie do grupy: Uczę się francuskiego. Grupa dopiero w rozruchu, ale jak najbardziej możecie dodawać w niej, wszystko to, co pomaga Wam (a więc i Waszym zdaniem pomoże innym) nauczyć się języka francuskiego. Serdecznie Zapraszam.
A teraz już obiecany przegląd migawek z Instagramu:

Migawki z Paryża

W Paryżu nieśmiało i trochę zdradliwie zaczyna się wiosna. Tu i ówdzie pojawiają się pierwsze pączki kwiatowe na drzewach. Słoneczko zaczyna dogrzewać. Zostawiasz czapkę i szalik w domu, nie myślisz o tym, by na wszelki wypadek zabrać ze sobą parasol. I tu dopada Cię istne oberwanie chmury. Oto jak dopadło mnie przedwiosenne choróbsko. Ale czosnek i glinka już robią z nim porządek.

To idealny moment/pora roku i miejsce na rower. Rower staje się coraz bardziej popularny w Paryżu. To jeszcze nie Amsterdam. Ale… wszystko jest tak pomyślane, by ułatwić życie rowerzystom, a obrzydzić zmotoryzowanym. Brak miejsc do parkowania samochodu. Za to wszechobecność, czy dyspozycyjność punktów z rowerami do wypożyczenia w ramach Velib. 

Paryskie dachy.

Widok na paryskie dachy. Czy wiecie, że czasami skrywają one przeurocze wysokościowe ogrody? Taki są sympatyczny skrawek zieleni w sercu betonowej aglomeracji.

Zakochani, Paryż, Wieża Eiffla i pamiątkowe selfie z Żelazną Damą w tle. Paryski Klasyk albo must have.

French Lover. Podpatrzone na paryskiej ulicy w dzień kobiet. Facet ogarnia malutkie dziecko, psa i jeszcze taszczy nałęcz kwiatów dla wybranki swojego serca. Nieodparty urok francuskiego kochanka… do wzięcia z lekkim przymrużeniem oka… 

To już za miesiąc 12 kwietnia….. 25 rocznica paryskiego Disneylandu przybliża się z wielką pompą.

Perspektywa Paryża widziana z Trocadero….

Paryskie metro, czyli jeden z najlepszych, jeżeli nie najlepszy środek transportu w Paryżu. Dlaczego najlepszy? Bo jest szybki, niedrogi, szczególnie jeżeli mamy wykupiony  bilet miesięczny, czyli kartę Navigo. Nie ma urwania głowy z parkowaniem. Kursuje regularnie. Jeżeli wprost sprzed nosa ucieknie nam jedna kolejka, wiadomo że kolejna kolejka nadjedzie góra za 2-3 minuty. No chyba, że po drodze ktoś zapomniał swoją torbę. Bo wtedy uruchamiana jest procedura colis suspect, czyli podejrzana potencjalnie wybuchowa przesyłka, czyli bomba podłożona potencjalnie przez terrorystów. A wtedy pozostaje czekać, albo szukać innej linii metra, która dowiezie Was w pobliże.  Pozdrawiam serdecznie Beata

Exit mobile version