Są kraje, w których istnieje kult dyplomu. Takim krajem jest Francja.

Nauka języka francuskiego

Nauka języka francuskiego

Są kraje, w których istnieje kult dyplomu. Takim krajem jest Francja.

Francuzi mają go zakodowany w genach. U nas choć jest – jest on dużo mniejszy.

My też mamy taki wyniesiony z czasów komuny szacunek dla wszechmocnego papierka. Bo bez papierka nie dało się człowieka upchnąć w wymarzonym zawodzie, no chyba że po dużych znajomościach. I papierek wciąż w przekonaniu wielu dodaje wiarygodności…

Ale to nie jest ten sam poziom „omotania” papierkiem, co we Francji.

Istny kult dyplomu.

Ale z drugiej strony, im dłużej tu mieszkam, tym bardziej mam wrażenie, że to wcale nie pomaga gospodarce – że raczej dlatego panuje tu taka pełzająca stagnacja.

Niby dużo powstaje tu star-upów, ale one na siebie nie zarabiają.

Niby Francuzi mają dużą wydajność w pracy (ale to tylko statystyki, które ładnie wyglądają w teorii, bo jakby tak pogrzebać pod podszewką to okazuje się, że ….

te statystyki wynikają stąd, że wiele osób w pewnym wieku, z racji wieku – nie pracuje, nie może znaleźć pracy – są na to za starzy – raptem po 40 -stce. Pracują tylko bardzo dynamiczni ludzie – i robią takie wydajnościowo dynamiczne statystyki.

Ale to nie jest całościowo dynamiczna gospodarka….

Zbyt skostniała, zbyt uregulowana…, zbyt oparta na kulcie dyplomu, a niewystarczająco na ludzkiej kreatywności, która jest bezcenna w tych zmieniających się czasach.

Dodatkowo obowiązuje tu bardzo wąska ścieżka kariery.

Pracujesz w jednej branży, nie myśl o tym, że tak łatwo przeskoczysz do innej.

Wypadkową, czy skutkiem ubocznym są zapalne emigranckie przedmieścia.

Przez lata zamiatane pod wycieraczkę, nie mówi się o nich w żadnych przewodnikach (Francuzi są mistrzami marketingu, bo po prostu wierzą w siebie, choć czasami ta wiara w siebie ich zaślepia).

Przedmieścia pełne młodych – z założenia kreatywnych ludzi z potencjałem, ale bez perspektyw.

Bo tu od pokoleń powtarzany jest ten sam skostniały i niedopasowany do zmieniających się czasów model społeczny (no to sobie pojechałam po Francuzach, ale tu wcale nie jest tak różowo jak na pocztówce z Paryża)…

Tutaj to działa tak: kończysz dobrą uczelnię, dostajesz dobrą pracę, a później zaliczasz kolejny burn out, aż koło 50 -tki idziesz w odstawkę, bo jesteś za stary i za dużo kosztujesz.

Ale dalej wpychasz w ten sam schemat swoje dzieci, opłacając im korepetycje z MATEMATYKI. Bo matematyka rządzi i otwiera drzwi na prestiżowe uczelnie, czy cursusy.

Próbują to ostatnio – co prawda – „zresetować” łapiący się władzy humaniści.

Ale potem okazuje się, że tego, co od lat tak funkcjonuje, nie da się zmienić: zostaje tak, jak jest i idzie dalej utartym tokiem….

Francuzi chcą zmian, ale nie chcą zmieniać tego, do czego się przyzwyczaili.

Wiec tych zmian tak naprawde nie chcą.

Mieszkasz na przedmieściach, nie wyrwiesz się z nich.

Tzn może się wyrwiesz, ale będziesz potrzebował do tego dużo samozaparcia. Mój mąż (jest Irańczykiem, który przyjechał do Francji z targanego wojną Iran – Irak – Iranu) i wyrwał się z tych przedmieści.

Ale w dobrych dzielnicach dla wielu pozostaniesz emigrantem, który nie jest tu na swoim miejscu. Ale potrzebne są takie wyjątki, by potwierdzić regułę. 

Po co Francuzi mieliby coś zmieniać, skoro wszystko jakoś trzyma się kupy?

Jedynie troszeczkę rozłazi się i wyłazi spod wycieraczki (pod którą upychnieto brudy – te przedmieścia.

Ale póki co – jest, a po nas choćby potop. Powiedzenie przypisywane Madame de Pompadour, kochance Ludwika XV, która w opinii ludu marnotrawiła pieniądze państwowe na huczne zabawy w Wersalu i nakłaniała króla do rozrzutności.

Tak to tu działa, chyba jednak w sporym odróżnieniu od Stanów:

gdzie dobry dyplom owszem ma swoją wartość.

Ale mimo to wciąż funkcjonuje tam ten jak najbardziej realizowalny mit: od pucybut do milionera. A ten jest dużo silniejszym motorem kreatywności, a więc rozwoju, niż pójście utartym torem …

A startupy na siebie zarabiają i wchodzą na giełdę….

Ach, i jeszcze 100 letni staruszek, bo zbankrutował jego fundusz emerytalny znajdzie tu pracę (co z tego, że zaniży statysytki wydajności – nie chodzi o to, by ślepo wierzyć statystykom, bo je czasami warto odczytywać wielopoziomowo).

I tu paradoks – nie, nie paradoks, rzeczywistość –

Jak to wygląda we Francji?

Ten niesłabnący kult dyplomu prowadzi do tego, że dyplomowani ludzie pracują na niedyplomowanych stanowiskach… , bo po pierwsze nie starcza dyplomowanych stanowisk dla wszystkich dyplomowanych ludzi….

Takie są realia – we Francji co nieco łagodzą je emigranci.

Bo to ich pakuje się, tzn to oni rykoszetem zgarniają te niewdzięczne, niedyplomowane prace – jedyne, jakie ktoś chce im dać (sprzątanie, opieka nad starszymi osobami i nad dziećmi, praca w turystyce, restauracji….).

Dyplom nie załatwi Ci pracy….

Paradoks tej sytuacji prowadzi do tego, że pracodawca wcale nie chce dyplomowanych ludzi, którym z racji dyplomu będzie musiał płacić więcej za stanowisko, na które wystarczy mu niedyplomowany człowiek. I w tej konkurencji na rynku pracy dyplomowani ludzie przegrywają z osobami bez dyplomu.

Co momentami prowadzi do paradoksu (ja wciąż mówię o Francji) tutaj trudniej dostać się na dwuletnie studium zawodowe, przygotowujące do jakiegoś konkretnego i poszukiwanego zawodu, niż na pięcioletnie studia uniwersyteckie, które właściwie do niczego konkretnie nie przygotowują… A które opłaca państwa.

Swego czasu zdobyłam pracę na recepcji w trzy gwiazdkowym paryskim hotelu chowając swój dyplom inżyniera (ten który wyciągałam zabiegając o korepetycje z matematyki – bo wtedy to jest argument na plus)…

A tam, gdzie miałam w CV pięcioletnią dziurę na uzyskiwanie wspomnianego dyplomu, przytuszowałam ją pracami, które w tzw międzyczasie, równolegle do studiów odbywałam podczas wakacji w turystyce.

Siła wyższa…. Takie są tu realia.

Ale np dyplom inżyniera z Europy Wschodniej nobilituje. Ten dyplom pomagagł mi zdobywać kolejnych uczniów na korepetycje z matematyki. Więc bądź co bądź w pewnym sensie jednak wykorzystałam swój dyplom. ROI. Do pracy na czarno.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Co słychać w Paryżu.

Pierwszy z cyklu takich luźnych wpisów, co słychać w Paryżu, obok tego, że nadchodzi Gwiazdka, a na ulicach Paryża jakby rozpętała się prawdziwa rewolucja….

Kilka paryskich smaczków z porcją francuskiego słownictwa:

Idealny podkoszulek na rozmowę kwalifikacyjną o pracę dla 50 -cio latka.

Subtelny przekaz dla potencjalnego pracodawcy – podkoszulek idealny na rozmowę kwalifikacyjną o pracę:

Nie mam 50 – ciu lat, tylko 18 plus 32 lata doświadczenia.

Je n'ai pas 50 ans, mais 18 ans avec 32 ans d'experience. 

Rachunek jest prosty – idealny kandydat…. Tylko trzeba go odpowiednio rozszyfrować i dać mu tę szansę.

Ale tutaj nauczę Was innego słówka – w nawiązaniu do tego podkoszulka, a raczej jego ceny – 20 euro:

exorbitant – horrendalny, wygórowany, przesadny.

Moim zdaniem ceny nie – wprost-proporcjonalnej do wartości tego  podkoszulka.

Bo z tą matematyką z kolei niespecjalnie się zgadzam – 20 euro za taki kawałek materiału z humorem – c’est abusé – to przesada. Moim zdaniem….

REPUBLIKA KOLESI.

Carlos Ghosn – szef Nissana aresztowany w Japonii..

I tu…. Nie mogę się oprzeć własnej złośliwości:

Bo co robi francuski szef ogromnej firmy tzw gros bonnet w Japonii?

Ano robi tak, jakby nadal mieszkał i działał we Francji – chowa co ma przed fiskusem. A ponieważ ma dużo i ma długie ręce myśli, ze ujdzie mu to na sucho. A tu taka niespodzianka…

Podobnie DSK Dominique Strauss – Kahn – tak głupio przyłapany w niedwuznacznym nieporozumieniu z hotelową pokojówką…, kiedy wszyscy we Francji po tamtej aferze byli zgodni – robił by dalej to samo we Francji (a ze to robił – to było tajemnicą poliszynela) nigdy nie stracił by twarzy, a wszystkie jego rozporkowe aferki byłyby umiejętnie wyciszone.

Ot Francja elegancja i French style….

Atelier hamburgera.

Jaka malownicza reklama – i jak malowniczo opisana: sieć paryskich fast foodów – która zwie się Big Fernand – ale poetycko nazywa się:

 atelier du hamburger – czyli atelier – pracownia hamburgera….. 

Przyznaję się do grzechu – dałam się mężowi skusić na takiego hamburgera – jakby to nie dwuznacznie zabrzmiało – są całkiem rozpływające się w ustach. Ale to było kiedyś – bo dzisiaj dieta bezglutenowa zobowiązuje….

Happy birthday Mickey.

Myszka Miki obchodzi swoje 90 – te urodziny w podparyskim Disneylandzie.

Ale czy wiecie, że Myszka Miki wcale nie była pierwszą animowaną postacią, która wyszła spod ołówka Walta Disneya. Bo był nią – króliczek Oswald, czyli Oswald the Lucky Rabbit.

Ta historia jest ciekawa i z takim motywującym przesłaniem. 

W styczniu 1927 roku Charles Mintz, szef studia Winkler zwrócił się do Walta Disneya z propozycją stworzenia serii krótkometrażowych filmów animowanych z postacią króliczka w roli głównej.

A już w następnym miesiącu podpisał z Waltem Disneyem kontrakt w imieniu wytwórni Universal Pictures (ten szczegół jest ważny, bo kontrakt został podpisany nie między jego studiem Winkelr a Waltem Disneyem, ale właśnie między Waltem Disneyem a wytwórnią Universal Pictures) i opiewał na realizację 26 filmików z sympatycznym króliczkiem.

A że urocze zwierzątko (z całym włożonym w nie talentem Walta Disneya) zdobyło sobie natychmiastową sympatię publiczności. I ta jego popularność na tyle ugruntowana, że zaczęły pojawiać się kolejne produkty z podobizną wspomnianego króliczka Oswalda, typu: słodycze, ołówki i temu podobne bajery.

W kolejnym roku 1928 filmy z króliczkiem Oswaldem wciąż cieszyły się niesłabnąca popularnością. Choć wielkimi krokami zbliżał się wielki krach….

W tym klimacie – Walt Disney w listopadzie 1928 roku wybrał się do Nowego Jorku, by spotkać się z Mintzem, odnowić swój kontrakt i jednocześnie wynegocjować podwyższenie budżetu na produkcję.

Tymczasem pan Mintz wręcz przeciwnie: chciał zmniejszyć koszty produkcji. A najlepiej w ogóle przejąć kontrolę, nad tą kura, znoszącą złote jajka i tylko odcinać od nich kupony.

Dlatego umowy z Waltem Disneyem w imieniu wytwórni Universal Pictures nie przedłużył.

I tu mamy ten kontekst. Wyobraźcie sobie Walta Disneya wracającego z Nowego Jorku nie tylko z pustymi rękoma, ale bez pracy, z ukradzionym – swoim pomysłem, czy dziełem, któremu poświęcił ostatni rok swojego życia.

I jakby na przekór temu wszystkiego właśnie w tej drodze powrotnej powstaje pierwszy szkic Myszki Miki, sympatycznego stworzonka, które wreszcie przyniesie Waltowi Disneyowi sławę.

Nigdy nie stawiaj krzyżyka na osobie kreatywnej. Nigdy się nie poddawaj. Zawsze możesz wymyślić się na nowo. Bo każdy ma w sobie niezmierzone pokłady kreatywności… Byle do nich dotrzeć.

Post Scriptum do tej histori…

Bo ono też daje jej taki dodatkowy smaczek.


Otóż wiosną kolejnego 1929 roku dyrektor Studia Universal Carl Laemmle zdecydował się nie przedłużać kontraktu z Charlesem Mintzem.

Tu zwracałam Waszą uwagę na fakt, że pan Mintz podpisał kontrakt z Waltem Disneyem w imieniu wytwórni Universal i to właśnie ona od samego początku posiadała prawa do cyklu filmów z króliczkiem Oswaldem.

Studio Winkler – należące do pana Mintza było tu tylko… pośrednikiem.

Niósł wilka razy kilka, ponieśli też wilka.

Podrawiam serdecznie

Beata

Co schrzanił Emmanuel Macron, że ludzie już mu nie ufają?

Jak Emmanuel Macron spalił swoją komunikację? Co zrobił, że ludzie już mu nie ufają?

Nie ufają mu w tym sensie, że nie mają i nie robią sobie większych złudzeń, że ten zrobi coś, co poprawi ich byt.

Stracił kredyt społecznego zaufania, który był mu dany na początku jego mandatu, kiedy wiele osób chciało wierzyć, że będzie tym prezydentem, który wreszcie zakasa rękawy i przekopie wzdłuż i wszerz Francję (było na to społeczne pozwolenie, ale Francuzi nie lubią zmian).

Czy Emmanuel Macron zmarnował pokładany w nim kapitał zaufania? A jeżeli tak jak do tego doszło?

Przytaczam w tym tekście symptomatyczne wypowiedzi zwyczajnych ludzi, które zebrał ostatnio francuski tygodnik Express.

Które pokrywają się z tym, co sama odczuwam, czy odbieram wokół siebie.

Najbardziej symptomatyczna moim zdaniem jest ta wypowiedź:

Myślałem, że to Mesjasz, wybawiciel Francji. Ale teraz już tylko wierzę, że podobnie jak wszyscy poprzedni prezydenci po prostu nie dotrzymuje swoich obietnic.

Je pensais que c'était le Messie, le sauveur de le France. Mais maintenatn, je croix que comme tous ces présidents de la République, il ne tient pas ses promesses.

Młody, za młody, czy dobrze, że taki młody?

Po pierwsze jego młodość relatywna, jak na polityka (który sięgnął po najwyższy w państwie urząd), która choć owszem była swego rodzaju znakiem zapytania, ale raczej interpretowanym pozytywnie.

Z początku ta jego młodość wzbudzała nadzieje i bardziej była postrzegana jako zaleta niż jako wada. Kiedy dzisiaj bardziej wydaje się wadą niż zaletą.

Młodość i wypływające z niej cechy, które można zinterpretować w zależności od punktu widzenia (mniej lub bardziej przychylnego), a szczególnie w zestawieniu z tak odpowiedzialną funkcją w ten czy inny sposób:

Emmanuel Macron – inteligentny i błyskotliwy, a do tego momentami całkiem smakowicie zjadliwy w swojej komunikacji.

Ale jeżeli właśnie te jego cechy na samym początku wzbudzały nadzieje.
Dzisiaj wręcz przeciwnie…

Co z tego, że jest błyskotliwy, skoro na wszystkich patrzy z góry, poucza, daje moralizatorskie lekcji i PRZEDE WSZYSTKIM BRAK MU EMPATII.

Ludzie wierzyli, że mimo braku doświadczenia w polityce nauczy się (nie piastował wcześniej żadnego mandatu wyborczego – co nawet było w pewnym sensie zaletą – bo ludzie chcieli zmiany).

Mimo, że nauczył się dużo. A mnie nawet osobiście zaskoczył siłą charakteru, którego u kandydata na prezydenta – Macrona nie podejrzewałam i podobnie, jak wielu miałam wątpliwości co do tego, jak poradzi sobie z takimi starymi wyjadaczami jak Trump czy Putin.

Nie nauczył się jednego – EMPATII.

To ten wyczuwalny brak empatii dla drugiego człowieka położył całą jego komunikację i zraził do niego ludzi. Przekreślił pokładane w nim nadzieje wielu.

Ten brak EMPATII – jakby nie miał ku temu odpowiednich pokładów wrażliwości, albo żył zbyt odległym świecie….
Tak jak Nicolas Sarkozy nie nauczył się wewnętrznego spokoju.

Owszem w czasie swojej pierwszej zwycięskiej kampanii prezydenckiej wbijał się w wizerunkowo wyciszający i ocieplający wizerunek – golfik (bo golfik bardziej kojarzy się ze spokojnym intelektualistą, niż z nieumiejącym usiedzieć w jednym miejscu politykiem, którego rozpiera własne ego).

Ale, jak to mówią ciągnie wilka do lasu. W końcu wychodzi jego prawdziwa natura.Tę naturę można tuszować umiejętną komunikacją, ale ona w końcu wróci do galopu.


To, co podobało się wielu Francuzom u Macrona – jego tzw franc-parler – to, że wali prosto z mostu i między oczy…

Tyle, że jakby źle wykorzystał ten potencjał.

Bo mówienie odważnych rzeczy ma spory potencjał mediatyczny, tzn roznosi się niczym huragan po mediach. Ale kiedy te ranią zwyczajnych ludzi…

I tak ludzi coraz bardziej razi ten Macronowy BRAK EMPATII.

Bo więkoszość wyborców chciałaby postrzegać prezydenta:

  • jako kogoś, kto jednoczy (a nie jeszcze bardziej dzieli na biednych i na bogatych),
  • jako kogoś, kto weźmie pod swoje ochronne skrzydła, a nie tylko będzie ciągle wypominał….

I tu bycie młodym nie pomaga. Co innego, kiedy pewne rzeczy mówi ktoś starszy w latach…

Taki niedawny przykład –

Czy wymsknęło się Emmanuel Macron, czy może nawet nie wymsknęło się, tylko wypuścił z siebie to, co mu to leżało na wątrobie: walnął podczas jakiejś spontanicznej konfrontacji z tłumem kawę na ławę – mówiąc (co jest jego zaletą – spontaniczność – wywalenie na stół sedna swojej myśli, zamiast bezproduktywnej gołomowy):

We Francji działo by się inaczej, gdyby Francuzi mniej się narzekali. Nie zdajemy sobie sprawy, jakie mamy szczęście, że możemy żyć w takim kraju.

La France se porterait «autrement » si les Français se plaignaient moins. On ne se rends pas compte de la chance immense qu’on a.

Za co oczywiście – zgodnie z tradycja spadły na niego gromny, bo we Francji w dobrym tonie leży narzekanie.

Ale też wiele osób ma tutaj problem z dopięciem rodzinnego budżetu.

I znowu wiele odczytało to, jako takie kolejne poganianie ludu, by ten wziął się w garść.


Szczególnie w kontekście wcześniejszych, bardziej dosadnych i rażących w konkretne grupy docelowe wypowiedzi w stylu, że najlepszą metodą jest zapracować sobie na swój garnitur.

W wymianie z grupą strajkujących, potyczka słowna z pewnym bezrobotnym, swego czasu szeroko komentowana (w czasach, kiedy E. Macron był jeszcze ministrem).

Macron: Nie zastraszysz mnie tym swoim podkoszulkiem. Najlepszym sposobem, by móc kupić sobie garnitur jest pracować.

«Vous n'allez pas me faire peur avec votre tee-shirt. La meilleure façon de se payer un costard, c'est de travailler». 

W odpowiedzi na co bezrobotny: Ale ja marzę o tym, by pracować, panie Macron.

http://www.lefigaro.fr/politique/le-scan/2016/05/27/25001-20160527ARTFIG00392-emmanuel-macron-le-meilleur-moyen-de-se-payer-un-costard-c-est-de-travailler.php

«Mais je rêve de travailler monsieur Macron».

I tu czy na tej linii zawiodła ta mediatyczna skądinąd i początkowo bardzo obiecująca komunikacja?


W kontekście takich wypowiedzi (były jeszcze inne, np o niereformowalności Francuzów … ) młodość E. Macron – relatywna, ale jak na polityka na najwyżym urzędzie – wprost fenomenalna – która z początku była postrzegana z nadzieją, coraz bardziej w odczuciu ludzi nabiera cech negatywnych bo:

skoro młody to: arogancki, a jeszcze daje lekcje moralizatorskie starszym od siebie (np emerytom)….

Prezydent odcięty od rzeczywistości, którą przeżywają zwyczajni ludzie: klasa średnia i ludzie o skromnych dochodach.

Président coupé des réalités vécues par les classes moyennes et lest classes populaires.

Młody (jeune), niedostępny, czy raczej odcięty od rzeczywistości (déconnecté), arogancki (arrogant), zarozumiały (prétentieux), mały kogucik (un petit coq) -kogut jest symbolem Francji.

Patrzy na innych z góry, ponieważ jest byłym bankowcem.

Il prend les gens de haut parce que c’est un ancien banquier. 

Tymczasem, kiedy jeszcze ta jego młodość była postrzegana jako zaleta, kojarzyła się bardziej z energią do działania, siłą przekonań i chęcią.

Bo młody, błyskotliwy, człowiek czynu, który potrafi znaleźć rozwiązania, który chce posunąć naprzód Francję, energiczny i prący do przodu.

  • brillant (błyskotliwy),
  • homme d’action (człowiek czynu),
  • c’est quelqu’un qui trouve des solutions (ktoś, kto potrafi znaleźć rozwiązania),
  • qui veut faire avancer la France (ktoś, kto chce posunąć naprzód Francję),
  • énergique et fonceur (energiczny i prący do przodu).


To rozczarowanie Francuzów jest wprost proporcjonalne do pokładanych w nim jeszcze niedawno nadziei odnośnie poprawy swojej codzienności.

Bo Francuzi pokładali swoje nadzieje właśnie w tej jego młodości i wynikającym z niej dynamizmie.

Oczywiście ta młodość mogła wydawać się pewnym zagrożeniem, bo z młodością w parze idą takie rzeczy, jak brak doświadczenia, lekkomyślność, czy wręcz bezczelność.

I w tym momencie, kiedy ludzie czują się rozczarowani, młodość ich prezydenta nabiera bardziej tych negatywnych cech:

  • brak doświadczenia (manque d’expérience),
  • téméraire (lekkomyślny, zuchwały, nierozsądny).
  • A jeszcze coraz bardziej oddalony od zwykłych ludzi i ich codziennych problemów (deconnecté)
  • Uosabia świat sukcesu i nowoczesności (incarne le monde de la réussite est de la modernité), 
  • świat od którego wiele osób (emeryci, bezrobotni) czują się bardzo mocno oddaleni (un monde dont beaucoup se sentent éloignés).

Świat, który ich nie dotyczy, w którym nie ma dla nich miejsca. I to w połączeniu z brakiem empatii.

Plus brak widocznych rezultatów. Ludzie wciąż mają problem z dopięciem domowego budżetu, ze znalezieniem zatrudnienia – ale już jakby nie wierzą, że Emmanuel Macron jest rozwiązaniem, czy że znajdzie rozwiązanie…

Więc manifestują…


I coraz wyraźniejszy staje się ten rozdźwięk:

Macron coraz bardziej jest odbierany jako prezydent, który jest bardziej szefem firmy niż szefem głową rodziny.

Macron, c’est le patron, pas le chef de la famille. 
  • Jako prezydent bogatych. C’est un président des riches.
  • Który daje bogatym, mówiąc, że reprezentuje lewicę. Il donne aux plus gros en se disant de gauche.
  • Prezydent, który nie słucha Francuzów. Un président qui n’est pas du tout à l’écoute des Français.

Czyli jak można spalić komunikację.

Tu jego swego rodzaju „dziewictwo polityczne” dawało ludziom nadzieję, skoro nigdy wcześniej nie był częścią systemu, nie zdobył żadnego mandatu elekcyjnego, nie był wybranych w żadnych innych wyborach – był technokratą, bankowcem, ale ludzie właśnie w tym pokładali w nim swoje nadzieje, widząc z nim kogoś spoza systemu, z nadzieją, że zmieni ten system.

Gdyby to było takie proste i można było to zrobić tak od ręki nie zmieniając mentalności ludzi.

Czy na tej linii spaliła jego własna komunikacja?

Owszem ta jego szczerość, to walenie prosto z mostu i po łapach wydawało się atutem.

Te jego niekontrolowane, ale często skalkulowane wypowiedzi: konkretne, dosadne, smakowite dla wszelkiej maści mediów, ale też bolesne dla niektórych.

Co z tego, że ten jego sposób komunikacji łamie pewne konwenanse, czego w pewnym sensie, oczekujemy od politykó…

skoro to nie przekonuje, a raczej denerwuje.

Bo nierozumiejący szarych ludzi prezydent –  prezydent bogaczy daje moralizatorskie lekcje.

Ale co on wie o życiu?

Ta jego niezdolność do pochylenia się nad człowiekiem i jego problemami.

Kiedy coraz bardziej wyczuwalny staje się brak empatii, brak cierpliwości, dający odczucie, jakby wszystkich poganiał i pouczał. Kiedy ludzie chcą od prezydenta tego, by owszem był ponad wszystkich, ale przede wszystkim, by zrozumiał i wysłuchał.

Myślałem, że to Mesjasz, wybawiciel Francji. Ale teraz wierzę, że podobnie jak wszyscy prezydenci po prostu nie dotrzymuje swoich obietnic.


Je pensais que c'était le Messie, le sauveur de le France. Mais maintenatn, je croix que comme tous ces présidents de la République, il ne tient pas ses promesses.

Ploteczki o Valerie Trierweiler i Francois Hollandzie, czyli jak napisac bestseller?

Romantyczny spacer po nadbrzezach Sekwany pod Pont Neuf.

No wlasnie: jak? Wystarczy zostac pierwszą damą? Na pewno trzeba podziękowac za ten moment.
Taki jest własnie tytuł książki, która wywołała spore zamieszanie we Francji w ubieglym tygodniu. Jej autorką jest była pierwsza dama Francji Valerie Trierweiler, która opowiada w niej o swoich „5-ciu minutach” w Pałacu Elizejskim przy boku Francois Hollanda (i że tak powiem nie zostawia na nim suchej nitki? PODOBNO). W wersji oryginalnej brzmi to „Merci pour ce moment”. Książka została wydana w największej tajemnicy i tylko w 200 000 egzemplarzy. 170 000 egzemplarzy zostało już sprzedanych w ciągu 4 pierwszych dni.  Wiele osób chciałoby ją przeczytac. W tym wiele kobiet, ale każda z innych (równie dobrych) powodów.

Lubicie ploteczki? Ja też lubię. I to niekoniecznie te ociekające seksem. Ale skoro obiecałam Wam zmianę na blogu, no to będzie zmiana.  „Le changement c’est maintenant.” czyli Czas na zmianę – taki był slogan reklamowy Francois Hollanda w  kampanii prezydenckiej z 2012 roku. Chciał odciąc się od niepopularnego poprzednika (Nicolasa Sarkoziego) i zrobic wszystko inaczej. Ironia losu nie bardzo mu sie to udało: Ale o tym przeczytacie we wpisie na moim blogu: VADEMECUM BLOGERA

Exit mobile version