Jak 5 sióstr rywalizowało o jedno królewskie łoże. Seks, władza i pieniądze na dworze Ludwika XV

Taka smakowita historia z z dworu Ludwika XV. Ociekająca … no właśnie słowem, za które podobno dostaje się bana na Fb – zapraszam do lektury … 😇😇😇

5 sióstr i jeden monarcha – z dworu Ludwika XV historia ociekająca seksem.


Historia pięciu sióstr Mailly – Nesle, które przewinęły się przez dwór królewski na Wersalu, a z których aż cztery przewinęło się przez jedno to samo królewskie łoże – Ludwika XV.

A jedynie piąta potrafiła oprzeć się – może nie urokowi osobistemu króla, raczej pokusie łatwego awansu społecznego i szybkich przywilejów, jakie dawały w owych czasach takie szczególne względy królewskie.

Czym ta czwarta z sióstr zyskała sobie szacunek współczesnych i łagodność Trybunału Rewolucyjnego – który darował jej życie.

Jakkolwiek nie obyło się bez plotek i domysłów, czy aby na pewno nic między nią a królem nie byłó???

Cała ta nieprawdopodobna historia zaczęła się w roku 1733, kiedy najstarsza z sióstr – Luiza – Louise uwiodła króla Ludwika XV.

Nie była specjaln pięknością, za to pozostawała bezgranicznie oddana królowi i nie przestawała go kochać, mimo że ten porzucał ją dwukrotnie:

  • Najpierw dla Pauliny (Pauline), drugiej siostry w 1739 r.
  • A drugi raz dla Diany (Diane) – trzeciej siostry, po śmierci Pauliny w 1741 r (umarła przy porodzie).

Następnie Ludwika wróciła do łask. A nawet uzyskała status oficjalnej metresy jego królewskiej mości – une maîtresse officielle du roi.

A wtedy wprowadziła do pałacu wersalskiego swoje dwie młodsze siostry – w nadziei (jakże złudnej), że to wzmocni jej pozycję w królewskim łożu.

Jeżeli jej dwie młodsze siostry dołączą do dworu królowej i staną się jej damami dworu.

I tak we wrześniu 1742 r. do zamku wersalskiego na zaproszenie Luizy przyjechały jej dwie najmłodsze siostry, by zamieszkać w Wersalu:

24 – letnia Marie – Anne – markiza de la Tournelle (najmłodsza z całej piątki), wesoła wdówka, ambitna i zuchwała, do tego bez żadnych skrupułów. Do tego świeżo owdowiała., co stawiało ją w tej komfortowej sytuacji, że po zmarłym małżonku odziedziczyła spory majątek.

No i jak to było na porządku dziennym w owych czasach zaraz wzięła sobie amanta w osobie siostrzeńca księcia Richelieu.

Ale równolegle, tym bardziej, że pojawiły się ku temu sprzyjające okoliczności, zaczęła robić sobie widoki i ostrzyć pazurki na przejęcie schedy po swojej starszej siostrze Luizie, czyli na objęcie stanowiska oficjalnej metresy króla.

Czwarta z sióstr – Hortense – Félicité, czyli ta, która najprawdopodobniej jednak nie uległa królowi. Najpiękniejsza z sióstr, ale też prywatnie szczęśliwa i kochająca małżonka marszałka polowego króla François – Marie de Fouilleuse, mama dwójki dzieci i choć generalnie czasy i obyczaje na francuskim dworze nie sprzyjały temu wiernie i stabilnie zakochana w swoim mężu.

Tzn jej małżonek tymi oto barwnymi słowami odwodzi ją od tego mało cnotliwego zamiaru.Niech pani nie waży się okazać się równie mało cnotliwa – tu mało cnotliwe słowo – putain – jak jej siostry. Czujecie język z tamtej epoki?:

Ne vous avisez pas d’être aussi putain que vos soeurs.

Jednym słowem młoda kobieta o przyzwoitej reputacji, jak na owe – powiedzmy to malownicze – czasy.

W momencie przyjazdu dwóch najmłodszych sióstr Ludwik XV był 32 letnim mężczyznom i wielkim miłośnikiem kobiet. Pies na baby, jak to mówią. Co sprawiło, że po początkowo szczęśliwym pożyciu małżeńskim – zdając sobie sprawę ze swego rodzaju płochliwości swojego bałamutnego małżonka – odsuwa się od niego jego prawowita żona.

No właśnie Maria Leszczyńska (córka naszego króla Stanisława Leszczyńskiego), starsza od niego o 7 lat (chodziło o jak najszybsze spłodzenie potomka ze względów, nazwijmy to genealogicznych, dlatego ożeniono 15 – letniego Ludwika z 22 letnią Marią Leszczyńską. A ta sumiennie wywiązała się ze swojej roli, dając królowi 10 dzieci (na przestrzeni 10 – ciu lat). Po czym jednak zabroniła mu wstępu do swojej sypialni.

Stwierdzając, że wystarczająco wypełniła swój obowiązek małżeński.

I to w tej sytuacji na przejście do dzieła zdecydowała się – Marie – Anne – najmłodsza z pięciu sióstr Mailly – Nesle – zuchwała, zimna kalkulatorka, która w tych nadarzających się okolicznościach chciała spróbować szczęścia….. i zdobyć względy króla. A co za tym idzie – przywileje.

Król co prawda najpierw całą swoją uwagę zwrócił i zaczął okazywać szczególne względy starszej z sióstr, najpiękniejszej spośród nich – Hortense – Félicité.

Ta jednak pozostała wierna swojemu mężowi i swoim przekonaniom, odtrącając względy króla po to, by wiernie służyć królowej.

Wtedy do akcji wkroczyła Marie- Anne, która w przyjeździe na dwór wersalski widziała dla siebie świetną okazję dla wyciągnięcia z tego korzyści materialnych i podwyższenie swojego statusu społecznego.

I w tym kontekście towarzysko – społecznym Marie – Anne uwiodła króla.

A może raczej dała się uwieść łasemu na niewieście wdzięki – królowi Francji. Sama z kolei będąc łasa na korzyści, jakie niósł ze sobą status oficjalnej faworyty królewskiej.

Zrobiła to bez skrupułów, pozbywszy się z dworu starszej siostry Luizy, tej – która na ten dwór ją zaprosiła. Ale w tej zmienionej sytuacji – stawała się  potencjalną rywalką.

Kalkulująca na chłodno, w sojuszu strategicznym z księciem Richeleiu. No cóż, ówczesne realcje na dworze były pełne podchodów i intryg, a także wypadania z łask, co stało się na pewien czas również udziałem tej przebojowej faworyty. Kiedy chory króla, by uzyskać rozgrzeszenie musi pozbyć się nielubianej faworyty.

Po powrocie króla do zdrowia, Marie – Anna udaje się jednak wrócić do łask.

Ale medycyna w owych czasach nie potrafiła poradzić sobie z pewnymi, dzisiaj uleczalnymi – przypadłościami.

Marie – Anne niedługo cieszyła się tak wydartą pazurami – pozycją i prestiżem.

Zmarła 2 lata po przyjeździe na dwór królewski w 1744. Raptem w wieku 27 lat, na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia.

Zmarła oficjalnie na zapalenie otrzewnej. Jakkolwiek śmierć – młodej dziewczyny w kwiecie wieku, niemniej posiadającej tylu zdeklarowanych wrogów – wielu wydawała się co najmniej – podejrzana. Jakkolwiek nie udowodniono – otrucia. Niemniej śmierć faworyty (może i strategicznie otrutej, choć nie ma na to dowodów) – rozwiązała pewne dworskie niesnaski.

Król z jednej strony –  smutny po śmierci Marie – Anne, z drugiej strony ta jej niespodziewana śmierć przyniosła pewne rozluźnienie sytuacji na dworze.

Zniknięcie niezbyt popularnej, aroganckiej i zdaniem wielu zbyt  wpływowej metresy, która robiła z królem to, co chciała, aż do mieszania go w wojnę o sukcesję austriacką. To były czasy jednak okrutnych gier podjazdowych i subtelnych wojen o wpływy. I to niekoniecznie była tylko taka beztroska gra towarzyska.

Po śmierci Marie – Anne na dworze została już tylko jedna z sióstr – Hortensja, pełniąca funkcję damy dworu królowej.

I wciąż opierającej się zalotom króla, co tylko wyostrzyło jego na nią apetyt.

I tak…

Hortensja spędziła ponad 25 lat na dworze, podczas których widziała przewijające się kolejno faworyty królewskie.

Sama stała się nawet przyjaciółką jednej z nich – najsłynniejszej, znienawidzonej przez wielu – comtesse du Barry.

Z racji szacunku, jakim cieszyła się u sobie współczesnych – Trybunał Rewolucyjny darował jej życie.

Hortensja zmarła dopiero za Napoleona w 1799 r w wieku 84 lat.

 
 
 
 

Porcja francuskich słówek:

soeurs Mailly – Nesle – siostry Mailly – Nesle

trois grâces – 3 gracje

maîtresse officielle du roi Louis XV – oficjalna metresa króla Ludwika XV

Louise espère conforter sa position de favorite en les faisant entrer au service de la reine.

Luiza ma nadzieję wzmocnić swoją pozycję faworyty wprowadzając je do służby królowej.

Marie – Anne, marquise de la Tournelle

un amateur de femmes – kobieciarz

La reine, Maria Leszczynski lui a interdit le lit conjugal, après lui avoir donné 10 enfants en une dizaine d’années.

Królowa, Maria Leszczyńska zakazała mu wstępu do łoża małżeńskiego po tym, jak dała mu 10 dzieci na przestrzeni 10 – ciu lat.

Elle a déclaré forfait. Zrezygnowała.

Toujours coucher, toujours accoucher, toujours grosse.  – Zawsze w ciąży, zawsze rodzić, stale gruba.

audacieuse et insolente – zuchwała i bezczelna

tenter sa chance próbować szczęścia

Je suis venue pour devenir la dame de compagnie de la reine. Rien de plus.

Maîtresse très impopulaire du faîte de son arrogance et de son influence.

Metresa niepopularna z racji swojej arogancji i swoich wpływów.

La clémence du tribunal révolutionnaire – łagodność ze strony trybunału rewolucyjnego.

A ja pozdrawiam Was serdecznie

Beata

Kiedy wieczór niesie ze sobą spełnienie od dawna pokładanych w nim nadziei…

Bo Francuzi tak malowniczo mówią – wielki wieczór – grand soir – o wieczorze spełnionych nadziei, odniesionego – a długo wyczekiwanego zwycięstwa…

Ale z tym wyrażeniem wiąże się ciekawa historia.

wielki wieczór – grand soir

Rewolucjoniści używają go przywołując oczekiwaną przez siebie zmianę – spełnienie utopijnych wizji, o które walczą. Które kiedy się realizują – po wyjściowej euforii – okazuje się – zawsze to samo, że trzeciej drogi nie ma… Są jedynie obiecanki – cacanki.

Ale póki co: niech nic nie zmąci tej długo wyczekiwanej chwili. Nawet jeżeli za chwilę – rewolucja pożre swoje dzieci…

Politycy, którzy wygrywają wybory po napiętym (może pełnym zwrotów akcji i oscylujących w jedną, czy drugą stronę wstępnych wyników wyborów).

Ale kiedy wreszcie po tym męczącym wyczekiwaniu na oficjalny wynik, ten spada i okazuje się być tym wyczekiwanym – tak – zwycięstwo, następuje  EUFORIA.

Ta chwila była warta tych poświęceń.

Ta chwila oddechu przed objęciem funkcji…Kiedy proza życia weźmie górę nad jego poezją. Moment beztroskiego spijania szampana z kieliszków.

Byle odpowiednio wybrać ku temu miejsce. Bo można tym spijaniem szampana spalić swoje szanse na kolejną kadencję, jak Nicolas Sarkozy, który w dniu wygranych przez siebie wyborów prezydenckich świętował swój wielki wieczór w zbyt ekskluzywnej restauracji Fouquet’s na Polach Elizejskich.

A wtedy grand soir – przemienia się prozaicznie w faux pas (fałszywy krok).

Ale najpierw trzeba oblać ten moment, zanim: polityk, rewolucjonista, wizjoner – uświadomi sobie bezmiar swoich obowiązków i niemożność zrealizowania tego, co obiecał. I było obiecywać?

Ta szczególnie emocjonująca chwila przełomu, spełnienia, zapowiedzi realizacji marzeń, wizji, pragnień – grand soir – wielki wieczór.

Ale to wyrażenie – jak to często bywa w kwestii etymologii – ma dość anegdotyczne korzenie i historię. Bowiem…

Krótka historia.

Otóż w roku 1882 toczył się proces tzw czarnej bandy, czyli robotników – anarchistów z Saône-et-Loire, nazywanych w ten sposób, gdyż zbierali się na tajnych zgromadzeniach nocą, żeby przygotować grunt pod swoje działania: agitować, czy po prostu w kręgu zaufanych promować swoje rewolucyjne idee. 

Podczas procesu, komentowanego przez prasę, sędzia wypytywał jednego z oskarżonych na temat znalezionego u niego listu, w którym jeden ze związkowców nawoływał do podjęcia energicznych działań, ponieważ:

wielki wieczór – „grand soir”  zbliżał się wielkimi krokami. 

I ta enigmatyczna formułka, bliżej nieokreślonego przełomu (ale przez to właśnie bardzo ekscytująca i na swój sposób działająca na wyobraźnię) – chwyciła.

Zacytowana przez kronikarza prowadzącego rubrykę sądowniczą we francuskim Figaro, który w swojej relacji nie omieszkał jej nadmienić. 

Ta malownicza formułka – właśnie przez tą swoją enigmatyczność mocno podziałała na wyobraźnię sobie współczesnych. Gdyż zostawiając sporo miejsca na  własną interpretację, każdy mógł wstawić sobie to, co dla niego w danym momencie było ważne.

I to chwyciło. Zarówno na prawicy, jak i na lewicy. Na obydwu skłóconych i konkurujących ze sobą stronach sceny politycznej.

A potem wyrażenie „grand soir” przeszło do języka potocznego.

Porcja słówek:

un grand soir – wielki wieczór

marquer les esprits – odcisnąć piętno

les révolutionnaires – rewolucjoniści

la bande noire – czarna banda

des ouvriers anarchistes – robotnicy – anarchiści

 
 

Francuskie wyrażenie Prendre une veste, czyli dostać kosza.

Wyrażenie Prendre une veste

Kiedy u nas dostaje się kosza, u Francuzów po prostu zabiera się kurtkę (prendre une veste).

To w dosłownym tłumaczeniu.

Ale można sobie to połączyć w logiczną całość: tzn. jak ktoś dostaje kosza to zabiera swoje manatki i idzie bawić się gdzie indziej.

Ale to nigdy nie jest tak prosto w etymologii – w liniii prostej po linii najmniejszego oporu. Raczej po nice do kłębka, od słowa do słowa…

Bo to obrazowe (i to w sumie tylko z pozoru, co zaraz Wam wyjaśnię) wyrażenie przyjęło swoją dzisiejszą formę w XIX wieku.

Biorąc swój początek z subtelnej: nie tylko gry słów, ale jeszcze z gry w karty.

Otóż kiedyś, gdy w grze w karty, kiedy któryś z graczy ponosił sromotną porażkę, przegrywał z kretesem w taki sposób, że nie udało mu się zdobyć ani jednego punktu, przyjęło się mówić, że:

« il est capot »

Wyczuwacie tę zbieżność z niemieckim słowme « kaputt » (bo ono właśnie stąd się wywodzi).

Ale to francuskie określenie z czasem ewoluowało dalej.

Capot – które dawniej oznaczało płaszcz z kapturem, też ewoluowało w stronę capote (co oznaczało długie okrycie wierzchnie, długi płaszcz przeciwdeszczowy, noszony przez wojskowych).

A w grze w karty – raczej niezależnie od wszystkiego – o tym, który przegrał, czy w ogóle o przegranej – mówiło się – capote.

Ale teraz, jak ta „capote” z gry w karty, która oznaczała sromotną porażkę – przekształciła się w prendre une veste?

Bo nawet jeżeli używano wyrażenia „CAPOTE”, a nie w formie „prendre une capote” (to oznaczałoby dzisiaj coś innego, bo capote dzisiaj oznacza bardziej – prezerwatywę).

Ale co żartobliwśi gracze i tutaj właśnie widać jak subtelnie za sznurki pociąga etymologia – zaczęli mówić:

prendre une veste – mówiąc o tym, który przegrał.

Bo skoro capote oznacza nakrycie wierzchnie, zastąpiono je w tej subtelnej grze słów innym nakryciem wierzchnim takim, jak:

une veste – marynarka.

Zachowując swój wyjściowy sens (przegrać), ale też wzbogacając go o takie okolicznościowe rozszerzenia – jak np dostać kosza, czyli przegrać w przedbiegach w zalotach miłosnych.

Wyjaśnienia:

un capot – maska samochodu, czyli przednia część samochodu, pod którą znajduje się silnik, coś, co służy do ochrony (quelque chose qui sert à protéger),

ale dawniej – oznaczało również płaszcz z kapturem (un manteau à capuchon)

une capote – palto, ale też prezerwatywa

une veste – kurtka, marynarka

prendre une veste – subir un échec – ponieść porażkę, dostać kosza

Francuski czasownik mettre. Popularne wyrażenia z użyciem tego czasownika i historie, które pomogą Ci je zapamiętać.

Mam dla Was porcję francuskich wyrażeń z mega wszechstronnym czasownikiem mettre i kilka historii na temat ich pochodzenia, które mam nadzieję pomogą Wam je lepiej zapamiętać…

czasownik mettre - kłaść, nałożyć, stawiać, wkładać, nakryć, ubrać….


Wyszedł dość długi post… No ale cóż – jestem niepoprawną gadułą.

Mettre les pieds dans le plat – wtrącać się w cudze sprawy, popełniać nietak, wchodzić z butami w cudze sprawy.

Kiedy podczas rozmowy jedna z osób niezręcznie porusza delikatny temat i popełnia nietakt.

Wyrażenie pojawiło się w początkach XIX wieku.

Ale na przekór jak najbardziej oczywistym skojarzeniom – nie ma nic wspólnego z kulinariami (un plat – znaczy również danie)…

Ale słówko plat – oznaczało w owych czasach, na prowincji – płytką, ale rozległą wodę.
i taka iście anegdotyczna gra słów –

czasownik gaffer – spieprzć, spartaczyć, który oznaczał również patauger – brnąć z trudem, brodzić….

czyli z jednej strony popełnić gafę – gaffer, faire une gaffe było kojarzone z brnięciem w coś … wchodzeniem na grząski teren…

dlatego mówiło się: mettre les pieds dans le plat 

w dosłownym rozumieniu – postawić, zatopić się stopą w rozległą wodę…

Trochę na zasadzie naszego wejść na grząski teren, czy
bardziej obrazowo, gdy ktoś wchodzić z butami do płytkiej wody i wzburza nieskazitelną dotąd taflę wody, czyli w pewnym sensie popełnia niezręczność…

Coś zbliżonego do tego, kiedy niezręcznie pogrążamy się sami w dyskusji na delikatny temat, kiedy próbując wyjść, Boże – czasami mi się to zdarza, że nie wiem, jak z tego wybrnąć, więc brnę dalej, niby na okrętkę, chcą uratować twarz, aż sięgam samego dna żenady.

A wtedy zdaję sobie sprawę, że najlepsze, co mogłam zrobić to uciąć na samym początku i zminimalizować straty. Ale ja chciałam uratować twarz i zabrnęłam w to za daleko.

nie wiedzić, gdzie się podziać
ne plus savoir où se mettre - nie wiedzieć, gdzie się podziać,

Kiedy popełnimy taką monstrualną (kurcze, chyba nie ma takiego słowa po polsku – monstreuse – potworny) gafę, że aż wstyd, za siebie, albo za kogoś…

mettre la table – nakryć do stołu


Bo kiedyś punktem wyjścia, bez którego w ogóle nie było możliwe korzystanie z uroków stołu i dobrego jadła było – i to nie nakrycie do stołu (jak to dzisiaj przetłumaczylibyśmy to wyrażenie), ale postawienie stołu.

Tak, bo stoły (czy raczej obszerne deski zastępujące stół, wożono kiedyś ze sobą powozami, przemieszczając się z jednego pałacu do drugiego.

Po drodze zatrzymywano się, aby przekąsić co nieco. A wtedy najpierw trzeba było rozstawić stół. I dopiero wtedy można było do niego zasiąść. Takie to były czasy.


se mettre quelqu’un à dos - narobić sobie wrogów,

Narobić sobie wrogów – francuskie wyrażenie, które przypomniało mi przede wszystkim o tym, że kiedy pokazujesz się w sieci – łatwiej możesz narobić sobie wrogów, czy wystawić się na krytykę.


Ale z drugiej strony też masz okazję, by poznać ludzi, którzy podzielają twoje zainteresowania, pasje – a nawet tolerują twoje skrzywione poczucie humoru….. dziękuję, że jesteście ..


Inne wyrażenia:


mettre quelque chose sur le dos de quelqu’un - zrzucić coś na kogoś

mettre du beurre dans les épinards - polepszyć swój byt

mettre la main à la pâte,
mettre quelqu’un mal à l’aise - wprawić kogoś w zakłopotanie
mettre les points sur les "i" - postawić kropkę nad i

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Francuski przymiotnik czarny – noir

Mam dla Was kilka wyrażeń z bardzo szykownym – skądinąd, ale nie zawsze pozytywnie nastrajającym kolorem czarnym.

Czerń – synonim elegancji, ale też, równolegle, a czasami zupełnie niezależnie -pogrążania się w czarnej rozpaczy… aż do zobaczenia tego mitycznego światełka w tunelu.

I tu wyrażenie broyer du noir,

broyer du noir - mieć chandrę, popadać w przygnębienie. 

Bo temu sprzyja listopadowa pora, ale nie dajmy się.

To wyrażenie broyer du noir ma taką bardzo ciekawą etymologię.

Otóż bo…


W zamierzchłych czasach najwięksi malarze sami przygotowali swoje farby, zazdrośnie strzegąc sekretu ich fabrykacji.

Bo to w jakimś stopniu składało się na ich rozpoznawalny – identyfikowalny i kojarzony tylko z nimi – odcisk malarski, piętno danego artysty, który przejawiało się m.in. w kolorystyce jego obrazów. A czasami wręcz było fundamentem jego mistrzostwa, stanowiło o unikalności całej jego twórczości.

Dlatego malarze przygotowywali swoje farby samodzielnie, najczęściej właśnie krusząc -(czasownik broyer) różne substancje po to, by włączyć je do swojej palety kolorów.

broyer -  miażdżyć, rozgniatać…

W tym sensie: broyer du noir – kruszyć czarny – można rozumieć, czy znajdować tę analogię do przygotowywania czarnej farby poprzez kruszenie czegoś, co docelowo da kolor CZARNY.

Równolegle, w dziedzinie trawienia w XVIII wieku wyobrażano sobie, że żołądek kruszy i miażdży składniki pokarmowe, niczym młyn. I że to właśnie na tym polega proces trawienia.

I w tym zakresie, jeszcze od czasów starożytnych – wyobrażano sobie, że czarna żółć – la bile noire – powodowała nadmiar melancholii. Stąd wywodzi się wrażenie:

se faire de la bile - w dosłownym tłumaczeniu narobić sobie żółci, żołądkować się, zamartwiać się, psuć sobie krew.

Ale łącząc te 2 pojęcia, jakby idąc tym tokiem myślenia o sposobie funkcjonowania naszego organizmu, wyobrażając sobie, że równie dobrze mózg też mógłby wytwarzać w sobie czarne myśli, krusząc je – czasownik broyer – z różnych elementów (wydarzeń, przemyśleń i okoliczności zewnętrznych). Przygotowując taki koktajl, może nie wybuchowy, raczej przygniatająco – deprymujący.

W ten sposób, gdzieś w okolicach roku 1771 zrodziło się wyrażenie broyer du noir. W obecnym znaczeniu: dać się opanować przez czarne myśli.

Przeciwieństwem byłoby:

 widzieć życie na różowo - voir la vie en rose

Porcja francuskiego słownictwa

noir – synonim elegancji, ale i pogrążania się w czarnej rozpaczy do zobaczenia tego mitycznego światełka w tunelu.

broyer du noir – se laisser aller à des pensées tristes et sombres
broyer du noir – mieć chandrę, popadać w przygnębienie.

broyer – kruszyć

une poudre – proszek

la bile noire – czarna żółć

se faire de la bile – zamartwiać się, psuć sobie krew.

des pensées tristes et sombres – mysli smutne i ponure

voir tout en noir – être pessimiste – widzieć wszystko w czarnych kolorach

voir la vie en rose – widziec zycie na rozowo

marché noir – czarny rynek

une série noire – czarna seria

travailler au noir – pracować na czarno (les immigrés clandestins travaillent au noir)

Broyer du noir, ça sert à rien. Z zamartwiania się nic dobrego nie wynika.

Uszy do góry.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Charles Aznavour – człowiek, któremu nikt nie dawał szansy.

Nostalgicznie, ale z pozytywnym przesłaniem.

Chciałabym nawiązać do śmierci gwiazdy francuskiej piosenki Charles Aznavour.

To, co najbardziej fascynuje mnie w tej postaci – to z jednej strony upór, pracowitość i niezmącona wiara, że kiedyś jego talent zostanie zauważony i doceniony.

Choć może dzisiaj trudno w to uwierzyć z perspektywy długiej i owocnej kariery, ale Charles Aznavour przebijał się powoli, latami pisał piosenki dla innych wykonawców – między innymi mojej ukochanej Edith Piaf (która przygarnęła go pod swoje skrzydła – jako człowieka do wszystkiego). To Charles Aznavour pisał dla niej piosenki.

Ale ona, podobnie jak inni, odradzała mu karierę solowa.

Zresztą wtedy nikt nie wróżył mu kariery na scenie, a krytyka – nie zostawiała na nim suchej nitki:

Bo – nie ma warunków fizycznych, śpiewał piosenki o miłości, a mocno odbiegał od ówczesnych stereotypów amanta.

Krytyka wyrzucała mu, ze nie miał głosu, tzn znowu: nie miał warunków głosowych – według ówczesnych standardów.

Charles Aznavour jednak uparcie wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę i ten upór mu się opłacił – niestrudzenie pracował i przygotowywał swój sukces.

Który przyszedł późno – dopiero w wieku 36 lat (zważywszy na to, że od 9 roku życia występował na scenie i obracał się w środowisku artystycznym).

W roku 1960 – kiedy zaistniał jako wykonawca piosenki pt „Już widziałem się … u góry afiszu”.

A nie tylko jako autor szlagierów dla innych artystów.

Ironia historii, czy losu, z czasem zaczęto dostrzegać w nim właśnie to, czego brak wcześniej najbardziej mu wytykano.

Czyli ten niepozorny mężczyzna został uznany za pociągającego uwodziciela i piosenkarza dysponującego magnetycznym głosem.

Jak to możliwe?

Jak stwierdził Charles Aznavour – po prostu zamiast podążać za modą – lepiej wsłuchać się w siebie…

Recepta na długofalowy sukces i kilka dziesięcioleci nieprzerwanej obecności na scenie, po tak długim falstarcie, czy rozbiegu….

Charles Aznavour, czyli człowiek, któremu nikt nie dawał najmniejszej szansy.


No i wyszła mi taka laurka dla Charlesa Aznavoura, ale też dla siły uporu, kiedy nikt w nas nie wierzy, a my mimo to robimy swoje….


Bo taka właśnie wbrew pozorom była droga Charlesa Aznavour w początkach jego kariery. Tyle, że te początki trwały bagatela 27 lat… Tzn sukces przyszedł po 27 latach niestrudzonej pracy, wiary w swoje powołanie i obecności na scenie. W cieniu….

CHARLES AZNAVOUR


Specjaliści nie widzieli w nim potencjału, czy jakiegokolwiek materiału na gwiazdę. Nie oszczędzała go ówczesna krytyka…


A on wbrew tym wszystkim dobrym radom i dobrze ugruntowanemu odradzaniu uparcie trzymał się swojej wymarzonej drogi…


Robił swoje wbrew osobom życzliwym (niekoniecznie życzliwym inaczej), które nie widziały go na scenie….


A jednak – on miał w sobie tę nieprzejednaną wolę walki. Wierzył (może wbrew zdrowemu rozsądkowi) w ten swój wewnętrzny głos – powołanie – przeznaczenie, które chyba dobrze, że nie daje spokoju i popycha ludzi do robienia rzeczy, które są gdzieś głęboko w nich zakodowane. Czego nie zgasi żadne ludzkie gadanie.


Ten głos podświadomie każe iść naprzód, wbrew tym wszystkim osobom – dobrze radzącym, trzeźwo patrzącym na sytuację, którzy nie widzą innego wyjścia, jak to: że nie tędy droga.


Ile razy po tej drodze Charles Aznavour musiał zmierzyć się z tym nieodwołalnym wyrokiem, czy usłyszeć słowa w stylu:

Vous voulez chanter? Pan chce śpiewać?


Vous n’avez aucune voix, pas de physique. Pan nie ma żadnego głosu, ani wyglądu…


Czy za plecami:

 Ten typ nigdy nie zrobi kariery. C’est type ne fera aucune carrière. 
Il n’a pas des physiques. Il n’a pas de voix. Nie ma wyglądu, agni głosu.
Comment il peut chanter l’amour? 

Jak on przy takich warunkach, czy raczej przy braku jakichkolwiek warunków może śpiewać piosenki o miłości?


Z taką z taką gębą i z tym nosem?


Nos został w międzyczasie co nieco ugładzony, pod troskliwymi skrzydłami Edith Piaf, która chyba nawet poniosła koszty zabiegu.


Po latach Charles Aznavour opowiadał z pewną taką charakterystyczną dozą humoru, autoironii i dystansu do samego siebie i do swojego pierwotnie przeogromnego nosa, zanim ten zaaranżowano mu chirurgicznie (armeńskie pochodzenie i geny zobowiązują),
kiedy przechodziła koło niego czarująca, młoda kobieta wymownym gestem chwytał się za nos, jakby przytrzymując go ręką i robiąc przejście, czy chcąc zrobić więcej wolnego miejsca, a drugą szarmanckim gestem przepuszczał ową młodą osóbkę – mówiąc: teraz, proszę panią.


I jakie to dziwne. A może mężczyźni po prostu starzeją się jak stare wino – tzn dobrze.

Kiedy już Charlesa Aznavura pokochała publiczność (zbliżał się wtedy do 40 -stki), pokochały go kobiety. Wbrew „nietypowym” warunkom fizycznym

Charles Aznavour był uznawany za mężczyznę czarującego, wręcz uwodzicielskiego… W czym już nie przeszkadzał niski wzrost i nos…

Aż ten wreszcie ustatkował się – ożenił się z dużo młodszą od siebie modelką szwedzkiego pochodzenia – ach ten południowy temperament i wytrwał w tym związku małżeńskim do końca swojego życia.

Ale wreszcie po tych wszystkich chudych latach, które go nie oszczędzały … piosenka o nucie autobiograficznej otworzyła mu drzwi kariery.

Charles Aznavour zaistniał na scenie… piosenką:

Je m' voyais déjà…. en haut de l'afiche.
 W tłumaczeniu - Już widziałem się na szczycie afiszu. 


Tymczasem, przecież on nigdy nie powinien dostać się na szczyt afiszu.

Il n’aurait jamais dû arriver en haut de l'affiche.


Piosenka, której nie chciał Yves Montant (tak, ten akurat miał tą mityczną – solidną – phsique – warunki zewnętrzne, posturę amanta)..


To było dopiero w roku 1960. Charles Aznavour miał wtedy 36 lat.

Biorąc pod uwagę, że zaczął występować na scenie w wieku 9-ciu lat i od tego momentu nigdy nie przestawał obracać się w tym środowisku:
27 lat spędzonych na teksach teatralno – kabaretowych, w cieniu gwiazd jak Edith Piaf i wreszcie rok 1960…

Après 27 années passé sur les planches - po 27 latach na deskach.


Zaczął występować na deskach teatru jako 9 -cio letni chłopiec.

Pochodził z rodziny armeńskich artykstów, którzy po terrorze – masowym mordzie popełnionym przez Turków w roku 1915 (genocide armenian), w drodze do wymarzonej Ameryki, zatrzymali się w Paryżu.


Niesamowicie malownicze losy, dużo bardziej szara rzeczywistość. Bo w praktyce, tym targanym losem emigrantom nigdy nie udało się dobrze zasymilować w nowym kraju. I to mały Charles wraz z siostą występując na deskach teatru, musieli wziąć na siebie ciężar utrzymania rodziny.


Z racji czego Charles Anzavour nigdy nie uzyskał formalnego wykształcenia i właściwie we wszystkim, co robił był po prostu samoukiem (l’autodidacte). Opuścił szkołę w wieku 9 – ciu lat.

il a quité l'école à 9 ans.  Il n'a pas fait d'études.


Jako młody człowiek Charles Aznavour najpierw występował w duecie z Pierre Roche (i ten duet zyskał w swoim czasie – końcówka lat 40 – tych jako taki sukces).

Potem pod swoje skrzydła wzięła go Edith Piaf (la Môme), stała się jego mentorem, a on był jej człowiekiem od wszystkiego (l’homme à tout faire).

La Môme (Edith Piaf) devient son mentor. 
l’homme à tout faire -  człowiek od wszystkiego


Dla niej napisał liczne piosenki. Która niestety, podobnie jak inni, odradzała mu karierę solową (nie widząc w nim głosu – charyzmy – potencjału.
Jak przykro mi to pisać – ta kobieta od zawsze była moją inspiracją, zaraziła mnie miłością do języka francuskiego i tak mocno wpłynęła na moje życie…

Bez niej (i w tym kontekście jej piosenek napisanych przez Charlesa Aznavoura) pewnie nigdy nie nauczyłabym się francuskiego, nie pojechałabym do Paryża, który stał się na wiele lat moim domem.

I wreszcie rok 1960 Alambre i ta piosenka o nucie autobiograficznej… Już widziałem siebie na szczycie afiszu…


Na to, żeby rzeczywiście siebie tam zobaczyć musiał cierpliwie i pracowicie poczekać 27 lat.


Charles Aznavour był bardzo płodnym autorem piosenek.

Napisał ich dla siebie i dla innych wykonawców (np Liza Minelli, Elton John) około 800. M.in. Hier encore, czyli słynne: Yesterday when i was young…

Złote myśli Charlesa Aznavour:

Je ne suis pas vieux, je suis âgé. 
Nie jestem stary, mam swoje lata.
Si on veut rester à la mode, on ne peut pas suivre la mode.
Jeżeli chcesz zostać w modzie, nie możesz iść za modą.
Le critique arrive toujours après le public.
 Krytyka przychodzi zawsze za publicznością.


A ja pozdrawiam serdecznie
Beata

Exit mobile version