Nauka francuskiego. Dlaczego goździki przynoszą pecha?

Dlaczego goździki przynoszą pecha?

Skąd wziął się ten przesąd? Ano wywodzi się on ze środowiska teatralnego. To takie nie do końca dopowiedziane przeświadczenie, przeczucie, że ofiarowanie komuś bukietu goździków może przynieść mu pecha.

Sięga ono jeszcze czasów XIX wieku. Wtedy bowiem aktorzy teatralni podpisywali kontrakty na  1 tydzień, czy nawet na 1 dzień.  A przez ten czas cali byli w nerwach, czy ten kontrakt uda się im przedłużyć.

O tym decydowały, czy raczej to zwiastowały kwiaty, które dostawali po przedstawieniu. Kwiaty, w które zdecydowała się zainwestować dyrekcja teatru. A które  artyści znajdowali po przedstawieniu w swojej loży.

Taki sekretny język kwiatów.

Bo wysyłając goździki, najtańsze w owych czasach kwiaty, dyrektor teatru jasno dawał do zrozumienia danej osobie, że nie chce już na nią wydawać ani centa więcej. Co było równoznaczne z nieprzedłużeniem jej  kontraktu.

Za to róże. To był pomyślny znak. Artysta, który dostawał róże mógł być pewnien, że dyrekcja dalej chce z nim współpracować. Że nie musi martwić się o swoje jutro. I tak całkiem podświadomie goździki dorobiły się, pewnie i niesłusznie reputacji zwiastuna złych wiadomości.

Nauka francuskiego.

Porcja francuskich słówek:

un bouquet d’oeillets – bukiet goździków

im bouquet de roses – bukiet róż

une superstition – przesąd

porter malheur – przynosić pecha.

Miłej nauki

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Rowerem po Paryżu.

A gdyby Paryż stał się jedną ze światowych stolic rowerowych? 

Paris – l’ une des capitales mondiales de la bicyclette?  Nawet jeżeli Paryżowi jeszcze daleko do stania się w tym zakresie drugim Amsterdamem. Bo Amsterdam to 40 lat konsekwentnie realizowanej polityki „prorowerowej”. Amsterdam inwestuje w nią jakieś 20 milionów euro rocznie (w trasy rowerowe i powiązaną z nimi infrastrukturę). To jednak merostwo Paryża planuje w najbliższych latach wydłużyć sieć tras rowerowych z 700 km do 1400 km i przewiduje na to budżet w wysokości 150 milionów euro na kolejne 5 lat.

A jednak….

Czy Paryż stanie się drugim Amsterdamem…

Jeżeli chodzi o popularyzację tego środka transportu? Mamy Vélib, czyli rowery do wynajęcia w ramach abonamentu. Bierzemy rower z punktu A, zostawiamy w punkcie B. Gdzie nam wygodniej. Docelowo może nie tak, byle gdzie, bo trzeba odprowadzić go do najbliższej stacji Vélib…. Ale znowu tam, gdzie nam wygodniej. I właściwie już o nic więcej nie musimy się troszczyć. Wygoda, niezależność, ekologia.

W Paryżu przybywa tras rowerowych. Psioczą na nie tylko ci, którzy po Paryżu przemieszczają się samochodem. Bo im z kolei ubywa miejsc do parkowania i zawężają się niektóre ulice, co oznacza dodatkowe korki. Coś za coś. A jeszcze ci, którzy chcą się zaparkować beznadziejnie kręcą się w kółko w poszukiwaniu miejsca do parkowania. Ale tu znowu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, za kierownicą samochodu czy roweru.

Nauka francuskiego.

A teraz porcja francuskich słówek związanych z rowerem:

trasy rowerowe – les pistes cyclables,
rower – un vélo, une bicyclette
pedałować – pédaler
faire du vélo – jeździć rowerem.

Miłej nauki.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Dlaczego Francuzi mówią: mówić jak hiszpańska krowa (o kimś, kto bardzo źle mówi po francusku)

Mówić po francusku jak hiszpańska krowa.

Parler français comme une vache espagnole. Domyślnie mówić, wymawiać bardzo bardzo źle. Ale kto by mi się tym przejmował. Przecież to zupełnie normalne na początku nauki języka obcego.

Bo nauka języka jest taką robotą głupiego, której końca nie widać. Nawet ci, którzy uczą innych, sami cały czas muszą się uczyć, rozwijać, powtarzać….

Bo dopiero małe kroki powtarzane codziennie, docelowo dają zauważalne rezultaty, postępy. Bo postępy w nauce języka obcego biorą się nie z tego co robimy okazyjnie. Od wielkiego dzwonu. Ale z tego co robimy systematycznie, stale, nieprzerwanie. A że początki są trudne. Takie życie ….

Na początku, kiedy pierwszy raz przyjechałam do Francji i usłyszałam to wyrażenie, zresztą chętnie powtarzane przez hiszpańskich emigrantów, byłam przekonana że stanowi ona aluzję do specyficznej, lekko sepleniącej wymowy Hiszpanów, którzy mają problem z rozróżnieniem dźwięków b i w.

Ale niedawno znalazłam historyczne wyjaśnienie genezy tego wyrażenia. Pojawiło się około roku 1858 i w pierwotnej wersji brzmiało: mówić po francusku jak hiszpański Bask (mieszkaniec kraju Basków). Parler français comme un basque espagnol. Wkrótce przerobione na krowę. Tzn Bask przerobiony na krowę.

Czy to złośliwie, czy wręcz przeciwnie, aby uniknąć wszelkich aluzji politycznych. Bo kraj Basków leży po obu stronach granicy francusko – hiszpańskiej.

[ctt template=”1″ link=”8cgdB” via=”no” ]Parler français comme une vache espagnole. Mówić po francusku jak hiszpańska krowa. [/ctt]

A ja nie chcę tu obrażać ani Hiszpanów, ani krowy. Ta zresztą na zdjęciu to prawdziwa Paryżanka, z podparyskiego ogrodu Jardin d’Acclimatation. A może nawet to nie jest krowa? Tylko byk. Bo ma takie przysadziste rogi. Zresztą, ja jestem z miasta. Co widać, słychać i czuć.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Nauka francuskiego: Kupować kota w worku, czyli po francusku acheter chat en poche.

Kupować kota w worku, czyli po francusku acheter chat en poche.

Tu śpieszę uściślić, że mój kot nie jest na sprzedaż. Ale były takie czasy, kiedy koty kupowało się, jak inne produkty, na rynku. Tylko w odróżnieniu od innych produktów, koty kupowało się w worku.

Tak działo się w czasach średniowiecza. Kiedy kot miał reputację iście diabelskiego stworzenia. Ale był niezbędny człowiekowi. W pewnym sensie, jeżeli byśmy mieli to porównać, pełnił funkcję takiego współczesnego środka czystości. Kot polował na myszy.

Dlatego, jak ktoś kupował sobie kota, a z zasady, czy na skutek panujących wówczas przesądów, kupował go w worku (poche – niegdyś tak określano worek, dzisiaj oznacza to kieszeń). Ale dobrze patrzył, czy worek mocno się rusza, by ocenić przydatność swojego nowego nabytku do zrobienia porządków w domu….. Z myszami.

Czasy się zmieniły, a wyrażenie zostało. No i funkcjonuje do dziś. Mamy je również w języku polskim.

[ctt template=”1″ link=”g42db” via=”no” ]Kupować kota w worku, czyli po francusku acheter chat en poche. [/ctt]

Pozdrawiam serdecznie

Beata

A może czeka nas kolejna niespodzianka wyborcza?

Jakkolwiek, by na to nie patrzeć, jakikolwiek nie był by wynik wyborów prezydenckich z roku 2017 – będzie on niespodzianką.

Bo kto jeszcze kilka miesięcy temu odważył by się przypuszczać, że będzie nim Emmanuel Macron. Mój tekst ze stycznia 2017 stawiający właśnie na niego był … bardziej żartem, czy fikcją polityczną: A gdyby tak wyglądała przyszła para prezydencka?

A w tym momencie mam nadzieję, że ten tekst był prororczy. Bo w przeciwnym razie oznaczałoby to, że kolejnym prezydentem Francji będzie Marine Le Pen ze skrajnie prawicowego Frontu Narodowego. A to w sumie byłaby jeszcze większa niespodzianka.

A dla mnie osobiście: Au revoir la France. Bo przecież jestem tu tylko emigrantką.

Ale nie będę zamartwiać się na zapas. Mam dla Was kilka mniej lub bardziej soczystych anegdotek z tej kampanii. No i przede wszystkim powiązaną z wyborami porcję słówek.

Migawki z kampanii.

Po pierwsze wyeliminowany w pierwszej turze kandydat skrajnej lewicy Jean-Luc Mélenchon. To jemu należy się palma najlepiej przeprowadzonej kampanii wyborczej. Z jajem, z humorem i z charyzmą. Oczywiście – subiektywnie.

Jean-Luc Mélenchon radykalna, skrajna lewica. O mój Boże co by się tu działo, gdyby dostał się do władzy…. Ufffffffff
Osobiście nic przeciw Jean-Luc Melenchonowi nie mam. Prywatnie nawet darzę go sympatią. Tylko jego program gospodarczy mi nie leży. Dzieciństwo w PRL-owskiej Polsce na zawsze wyleczyło mnie z komunizmu.

Niemnej Jean-Luc Mélenchon (19 z kawałkiem procent głosów zdobytych w pierwszej turze) w pełni zapracował sobie na ten wynik. Robiąc na prawdę dobrą kampanię wybroczą. Bo Jean-Luc Melenchon ma zdolności oratorskie, jest dobrym trybunem. Potrafi zręcznie połączyć typową gadkę polityczną i emocje. Robi to z poczuciem humoru i wyczuciem tłumu. Czym rozpala publikę.

Czym potrafił przekonać do siebie szczególnie młodych ludzi. Którym obrzydła polityczna drętwomowa i pierdziulenie o … wartościach, których politycy sami (jak okazuje się na przykładach licznych afer) nie szanują.

Nawet jeżeli nie przeszedł do drugiej tury, przeprowadził dobrą kampanię wyborczą. Tyle że po ogłoszeniu wyników (a liczył na więcej) okazał się tzw mauvais perdant. Czyli kimś, kto nie potrafi przegrać… z klasą. Moim skromnym zdaniem. Bo dąsanie się – takim przegrywaniem z klasą nie jest.

[ctt template=”1″ link=”0Pbfd” via=”no” ]Un mauvais perdant. Czyli ktoś, kto nie potrafi przegrać… z klasą. [/ctt]

Niemniej z serii złotych i sympatycznych myśli Jean-Luca Mélenchon z kampanii wyborczej:

J’ai attendu d’avoir 60 ans pour découvrir ce que ça fait d’être une belle fille. Je me tape tous les relous dans la rue.

Musiałem doczekać do 60-tki (tu aluzja do jego wieku), by zrozumieć co to znaczy być ładną dziewczyną na ulicy. Je me tape …. Tu Jean-Luc Mélenchon kolokwialnie i z humorem opisuje sytuację, z którą w jego odczuciu, musi zmagać się na ulicy ładna dziewczna, nękana przez różne przyciężkawe typy (les relous). Które we własnym mniemaniu zaczepiają ją z klasą….

SELFIE z kandydatem na prezydenta?

Bo w trakcie kampanii politycy są rozrywani. Każdy chce strzelić sobie z nimi indywidualnie ….. SELFIE.

Bo w dzisiejszych czasach rządzi SELFIE. Nie tylko na Instagramie. Selfie, czy bardziej pieszczotliwie selfiaczek.
Ale żeby selfiaczek nie był tak piekielnie monotonnie … nudny, fajnie strzelić go sobie z kimś, z kim warto ustawiać się do zdjęć.

Dlatego politycy są rozchwytywani. Szybko zrozumiał to i skutecznie potrafił wykorzystać – Emmanuel Macron, który podczas swoich wypadów w teren: czy to do wrogo nastawionej do niego upadającej fabryki, czy to na rozentuzjazmowany meeting ma przewidziany w programie osobny czas na selfie. Z tymi, którzy o to poproszą.

Nie ma że boli. Bo selfie stwarza iluzję bliskości z potencjalnym wyborcom.

Marine Le Pen wręcz szczyci się tym, że ma za sobą 1 milion selfie. Je fais 1 million de selfies…

Tyle, że zrobione z danym politykiem selfie nie zawsze i niekoniecznie przekłada się na oddany głos w wyborach.
Niemniej jest to dobry punkt wyjścia…. Dla Marine Le Pen.

Aż strach się bać. Bo czy mobilizacja okaże się wystarczająca, by zablokować jej (tzn skrajnej prawicy) drogę do władzy. Czyli faire barrage au Front National.


Czy Emmanuel Macron potrafi unieść to wyzwanie?

Czy ma na to wystarczająco szerokie ramiona?

[ctt template=”1″ link=”Y88qe” via=”no” ]Avoir les épaules assez larges – mieć wystarczająco szerokie ramiona (w dosłownym tłumaczeniu) [/ctt]

Emmanul Macron – czyli człowiek znikąd, czy pupilek François Hollande. Ten (François Hollande) podobno zobaczył w nim młodszą wersję samego siebie: zdolny, pracowity, piekielnie inteligenty. Dlatego traktował go i faworyzował tak, jak swojego czasu sam chciałby być doceniany przez François Mitteranda.

Ale jedno i drugie dla wielu jest wadą. W kraju, w którym politycy długo i pracowicie przecierają sobie szlaki. Człowiek, który w wieku ledwie 39 lat zostaje prezydentem. Człowiek, który raptem rok wcześniej (6 kwietnia 2016 roku) stworzył swoją własną partię polityczną EN MARCHE, która ma go teraz wynieść na najwyższy urząd władzy. Za szybko, za łatwo… To przeszkadza … licznym osobom.

Ale czy w tej sytuacji Marine Le Pen była by lepszym rozwiązaniem?

Czy mobilizacja, by nie dopuścić skrajnej prawicy do władzy okaże się wystarczająca? To prawda, że część polityków prawicy namawia swoich wyborców do głosowania na Emmanuela Macrona: appeler à voter.

Są tacy, którzy popierają Marine Le Pen. Inni odgrzewają w sumie mało odpowiedzialną strategię ni-ni, czyli ani jeden, ani drugi. Która już raz okazała się zabójcza właśnie dla prawicy.

Inni niczym Piłat umywają ręce: Radźcie sobie sami i idźcie sobie do diabła. Czyli po prostu nie dają żadnej wskazówki swoim wyborcom na temat tego, jak dalej mają się zachować: kogo poprzeć. 

[ctt template=”1″ link=”kd2Ym” via=”no” ]Donner des consignes de vote. Dać wskazówki, co do tego, na kogo głosować.[/ctt]

Tutaj słówko: donner des consignes de vote. Dać wskazówki, co do tego na kogo głosować.

A przed nami jeszcze jeden tydzień zagorzałej walki politycznej. W tym tygodniu wszystkiego możemy się spodziewać … z każdej strony….

Bo jeżeli dzisiaj po pierwszej turze wszyscy biorą za pewne zwycięstwo Emmanuela Macron, to czy rzeczywiście jest ono takie pewne? A skoro jest takie pewne czy wiele osób zamiast pójść głosować- nie pójdzie sobie na majówkę. 

Bo kampania prezydencka trwa.

Przed nami ostatnia prosta, dwóch kandydatów i jeden fotel (prezydencki): Emmanuel Macron i Marine Le Pen.

Co to oznacza? Oznacza ras-le-bol Francuzów. Ras-le-bol, czyli przesyt. Nie darmo 5 lat temu Francois Hollande wygrał wybory sloganem: Czas na zmianę. Le changement c’est maintenant.

[ctt template=”1″ link=”fjb7A” via=”no” ]Ras-le-bol, czyli przesyt. [/ctt]

Tylko że Francuzi nie poczuli zmiany. Ta sama klasa polityczna oddalona o lata świetlne od problemów zwykłych ludzi. Taki wynik pierwszej tury jeszcze kilka miesięcy temu mało komu wydawał się prawdopodobny. Bo przecież zwyczajowo do drugiej tury przechodzą kandydaci dwóch głównych partii politycznych tj. PS (Partii Socjalistycznej) i Republikanów. A tym razem zabrakło tu i jedynych, i drugich.

Zamiast tego: mamy dwóch kandydatów, w pewnym sensie spoza systemu, choć w jakimś tam stopniu zakotwiczonych w systemie.

Emmanuel Macron był ministrem w rządzie François Hollande. Ale w wyborach prezydenckich startuje nie jako kandydat Partii Socjalistycznej PS. Ale jako kandydat własnej partii politycznej En Marche założonej raptem kilkanaście miesięcy temu.

A poprzednik Marine Le Pen  (i skądinąd jej własny ojciec) – Jean Marie Le Pen był już w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2002 roku.

Czy w tym momencie możemy się spodziewać kolejnych zamachów w Paryżu?

Dlaczego islamistom mogło by zależeć na wygranej skrajnie prawicowej partii Marine Le Pen? Przynajmniej teoretycznie powinno im zależeć. Bo to woda na młyn jednych i drugich. To samo napędzające się naczynia połączone. Gdyby wygrał Front Narodowy, to prawdopodobnie rozpętało by wojnę domową we Francji. A zwycięstwo Frontu Narodowego wcale nie jest do wykluczenia.

Jak La Rotonde, mityczna kafejka na Montparnassie znalazła się w centrum skandalu politycznego we Francji.

W sercu kampanii wyborczej 2 polemiki.

Delokalizacja fabryki Whirlpool do Polski i związana z tym utrata miejsc pracy we Francji.

Ale wszystko zaczęło się od polemiki na temat beztroskiego wieczoru postwyborczego po pierwszej turze wyborów w  paryskiej (dość stylowej) brasserie La Rotonde.  Bo gdyby ten wieczór w kafejce la Rotonde kosztował Emmanuela Macrona ostateczne zwycięstwo? To co prawda nie jest Fouqet’s Nicolasa Sarkozy, ale…. Marine Le Pen co rusz przemyca kolącą aluzję na temat La Rotonde.

Już tłumaczę o co chodzi. W wieczór swojego zwycięstwa wyborczego w 2007 roku Nicolas Sarkozy popadł w niełaskę, a przynajmniej popełnił ogromne faux pas świętując swoją wygraną w luksusowym Fouqet’s na Polach Elizejskich. To wielu wyborcom uświadomiło przepaść, jaka dzieliła polityka od problemów zwyczajnych ludzi. Czy Emmanuel Macron również popełnił faux pas udając się po pierwszej turze wyborów prezydenckich na odświętną kolację do co prawda mniej ekskluzywnej kafejki, jaką jest La Rotonde?

Czas i ostateczny wynik wyborów to pokaże.

A ja jeszcze mam dla Was małą ciekawostkę: dotyczącą tego,

Dlaczego wybory prezydenckie we Francji mają miejsce na przełomie kwietnia i maja?

A stało się to tak: Prezydent Pompidou zmarł 2 kwietnia 1974 roku. Jeszcze w trakcie wypełniania swojego mandatu. Zgodnie z przewidzianą w takich wypadkach procedurą jego obowiązki objął prezydent Senatu: Alain Poher. To na nim spoczęło zadanie zorganizowania nowych wyborów.

A ponieważ francuska konstytucja przewiduje w takim wypadku, że kolejny prezydent powinien zostać wybrany w przeciągu 20-35 dni, od momentu kiedy”opustoszał” urząd prezydencki. Dlatego wybory prezydenckie zorganizowano pospiesznie na przełomie kwietnia i maja. I odtąd ten rytuał jest powtarzany o tej samej porze roku co 5 lat. Tyle trwa kadencja prezydenta od 2002 roku.

Porcja słówek związanych z wyborami, głosowaniem i kampanią wyborczą:

l’éléction presidentielle – wybory prezydenckie

la présidentielle

le scrutin – głosowanie

appeler à voter qq – nawoływać do głosowania na kogoś

donner des consignes de vote – dać wskazówki, co do tego, na kogo głosować

une consigne – rozkaz

voter pour – głosować za

voter contre – głosować przeciw

faire barrage à – zagrodzić drogę

un bureau de vote – biuro wyborcze

un sondage – badanie opinii publicznej

le favori des sondages – faworyt sondaży

faire son choix – dokonać wyboru

l’isoloir – kabina wyborcza

dans l’isoloir – w kabinie wyborczej

à la dernière minute – w ostatniej chwili

faire son choix à la dernière minute – dokonać wyboru w ostatniej chwili, zdecydować się w ostatniej chwili

un mauvais perdant – osoba, która nie potrafi przegrać z klasą

un débat – spór, debata w ramach kampanii wyborczej

une campagne électorale – kampania wyborcza

Miłej nauki francuskiego

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Nauka francuskiego: vider son sac, czyli wyrzucić to z siebie.


Kurs francuskiego: vider son sac, czyli wyrzucić to z siebie.

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam kulisy mojego blogowania. Bo ja jestem tak tradycyjnie, staromodnie notesowa. Tak, wszystko najpierw notuję w notesach, notesikach, notesiątkach… różnych gabarytów. I mam ich dzikie tony.

Ale jeżeli dzisiaj publicznie wypróżniam swoją torbkę, to po to, by zapoznać Was z francuskim wyrażeniem: wypróżnić torebkę, czyli

Vider son sac.

Które w potocznym rozumieniu oznacza coś zupełnie innego niż wychodziłoby z dosłownego tłumaczenia.

To wyrażenie wywodzi się z czasów, kiedy adwokaci przychodzili na rozprawy sądowe z przepasistymi torbami. A potem wyciągali z nich kolejno (uprzednio przygotowane) materiały dowodowe. Aż w torbie nie zostało już nic. Adwokat wypróżnił swoją torbę. Nie miał już nic do dodania na obronę swojego klienta.

Czasy się zmieniły, a wyrażenie przeszło do języka potocznego i tak się w nim przyjęło…. Choć dzisiaj oznacza coś innego, choć w pewnym sensie poodobnego:

[ctt template=”1″ link=”cfCe7″ via=”no” ] Wypróżnić swoją torbę – vider son sac, czyli wyrzucić z siebie wszystko. [/ctt]

Wyrzucić z siebie to, co od dawna leżało nam na wątrobie. W końcu powiedzieć to komuś głośno i prosto w oczy. Bo przebrała się miarka. A wtedy przychodzi taki moment, że nie możemy tego dłużej w sobie dusić. Wyrzucamy to z siebie, aż poczujemy się lepiej.

VIDER SON SAC, czyli powiedzieć to, co leży nam na sercu.

Miłej nauki francuskiego.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Exit mobile version