Czy Molier rzeczywiście umarł na scenie?
Bo jak Francja, to francuski teatr. A jak francuski teatr to oczywiście Molier. W rzeczywistości Jean-Baptiste Poquelin, urodzony w Paryżu 15 stycznia 1622 roku.
Molier, czyli człowiek wybitnie wszechstronny, taki iście renesansowy. Był autorem sztuk teatralnych, ale też sam w nich grywał, jako aktor. Ale był nie tylko aktorem -po francusku – comedien, ale też reżyserem – metteur en scene. A jeszcze kierownikiem zespołu teatralnego, czyli directeur de troupe.
A prywatnie był człowiekiem, który narobił sobie licznych wrogów. Jedni zazdrościli mu wsparcia u samego Ludwika XIV. Inni obrażali się na niego, bo czuli się osobiście napiętnowani w jego sztukach. Bo Molier kreślił w karykaturalny sposób wady, czy przywary sobie współczesnych.
Tutaj mogłabym beletryzować, że Molier zmarł bezpośrednio na scenie. Ale nie do końca. Zmarł po tym, jak podczas spektaklu, to była ostatnia rola jego życia – Chory z urojenia, czyli Le Malade Imaginaire, dopadły go dreszcze na scenie….. Takie to były czasy, że show must go on. A artyści grali na scenie do samego końca.
Chcę umrzeć na scenie – Je veux mourir sur scène.
Chcę umrzeć na scenie – śpiewała Dalida. Je veux mourir sur scène.
Zastanawiam się, czy śmierć na scenie nie jest takim fantasmem…. Nie tylko artystów, ale i ich fanów. Dla artystów śmierć na scenie jest w pewnym sensie antidotum na umieranie w zapomnieniu i samotności. Co paradoksalnie staje się udziałem wielu artystów, którzy oddali swoje życie scenie. I którzy dzięki niej swego czasu zdobyli uznanie i popularność. Niestety…. Sama Dalida, zmarła w takich właśnie okolicznościach, samobójczą śmiercią. Może nie w zapomnieniu. Ale prawdopodobnie w poczuciu pustki i utraty sensu swojego życia.
Nauka francuskiego: casser sa pipe, czyli umrzeć.
Molier nie umarł na scenie, ale prawie. Umarł wkrótce po ostatnim spektaklu, w którym grał. Jako Chory z Urojenia. Wkrótce po tym, jak podczas przedstawienia dostał napadu dreszczy. Ale były takie czasy, kiedy zdarzało się, że artyści umierali na scenie.
Z prozaicznych powodów: przez całe życie klepali biedę i byli zmuszeni pracować do ostatniej chwili. Artyści nawet ci dzisiaj, z perspektywy czasu, uznani i hołubieni. Dzisiaj, po swojej śmierci. Za życia cieńko przędli i na codzień przekonywali się o prawdziwości powiedzenia, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Z tamtych czasów wywodzi się francuskie wyrażenie: casser sa pipe, czyli potłuc fajkę – dosłownie, co w języku potocznym oznacza – umrzeć.
Bo tak to się potoczyło w przypadku bulwarowego aktora Mercier, do którego w końcu po latach uśmiechnęło się szczęście. Zdobył sobie jako taką popularność rolą znanego marynarza Jeana Barta. Ale żeby być bardziej wiarygodnym w tej roli, w trakcie przedstawienia palił fajkę. Ale w pewnym momencie owa fajka wypadła mu z ust i potłukła się. A aktor nie żył. Zmarł na miejscu…. Il a cassé sa pipe.
A ja pozdrawiam Was serdecznie
Beata



BEATA REDZIMSKA
Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.
Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.
Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.
Jestem tu po to, by pomóc Ci zgłębić tajniki języka francuskiego, rozsmakować się w nim. Opowiadam historie, które pomogą Ci lepiej zapamiętać francuskie wyrażenia.
Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.
Znajdziesz mnie również na Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o moim życiu w Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.
Śmierć artysty na scenie, śmierć himalaisty w górach, śmierć kierowcy rajdowego na torze wyścigowym… Myślę, że niejeden z nich uznałby, że jest to dla niego najlepszy sposób na odejście z tego świata – podczas robienia tego, co kocha najbardziej.
Dziękuje za opowiedzenie tej historii 😉
Niektórzy aktorzy pytani w wywiadach, jak chcieliby umrzeć, odpowiadają jednogłośnie, że na scenie, grając króla Leara. Czytałam , że udało się tego „dokonać” Tadeuszowi Łomnickiemu. O takiej spektakularnej śmierci można opowiadać i wspominać. Gorzej, jak wspomina się śmierć, a o dokonaniach delikwenta się nie pamięta 🙂 Pozdrawiam ciepło 🙂
Aż chciałoby się nadać temu wpisowi tytuł: Romantyczna historia językowego zwrotu 😉
[…] Czy artyści naprawdę chcą umierać na scenie? […]